Podróżnik:
Organizator:
W tym roku naszym wakacyjnym celem została Turcja. Mając do dyspozycji 19 dni, chcieliśmy bez pośpiechu zwiedzić ciekawe miejsca, a po trudach podróżowania odpocząć nad Morzem Egejskim. Zgodnie z tymi założeniami powstała następująca trasa wyprawy: Stambuł, Kapadopcja, Pamukkale, Selçuk-Efez, Çeşme. Należało tylko zaopatrzyć się w przewodnik oraz bilety lotnicze i mogliśmy odliczać dni do wyjazdu.
Poniżej zamieściliśmy relację z naszej podróży. Mamy nadzieję, że zachęci ona innych do odkrywania Turcji samodzielnie. Na końcu czytelnik znajdzie również garść informacji praktycznych.
Stambuł
15 –19 lipca 2009
Przylatujemy do Stambułu późnym popołudniem. Czekamy w kolejce po wizę, odbieramy plecaki, a następnie kierujemy się do stacji metra przy lotnisku im. Atatürka. Potem szybkie zapoznanie ze stambulską komunikacją i jesteśmy w drodze do hotelu Kaftan w dzielnicy Sultanahmet. Okna pokoju wychodzą, jak się okazuje, na biegnącą kilkaset metrów dalej linię kolejową – dobrze, że mamy zatyczki do uszu; to bardzo praktyczny gadżet, szczególnie, gdy noclegów nie rezerwuje się w cichym pensjonacie wysoko w górach.
Dzielnica Sultanahmet jest dzielnicą turystyczną, w której znajdują się najważniejsze zabytki miasta, z dużą ilością restauracji i sklepów, których właściciele niestrudzenie przez cały dzień zapraszają do środka. O każdej porze jest tam mnóstwo ludzi z różnych zakątków świata.
Wieczorem znajdujemy lokal z kebabami. Jesteśmy już tak zmęczeni podróżą i nowymi wrażeniami, że nie zauważamy, że w odległości metra od naszego stolika przejeżdża tramwaj. Z kelnerem zaczynamy pogawędkę, jakbyśmy się znali od lat. Przekonujemy się, że Turcy są kontaktowi i lubią żartować, a na ich żarty najlepiej odpowiedzieć również żartem, z czego obie strony mają dużo śmiechu.
Następnego dnia, po pysznym śniadaniu, rozpoczynamy zwiedzanie. Tuż po godz. 9 stoimy w kolejce po bilety do Hagia Sophia. Oczywiście zagaduje nas przewodnik do wynajęcia. Szybko przekonujemy się, że w Turcji zawsze trzeba mieć na wszystko odpowiedź. Nie wystarczy powiedzieć „ Nie, dziękujemy”, bo Turek zapyta „Dlaczego nie?” i wtedy trzeba mieć przygotowaną krótką ripostę. Nasz dialog wyglądał mniej więcej tak:
- Czy chcielibyście przewodnika po Hagia Sophia? - Nie, dziękujemy. - Ale dlaczego nie? - Bo mamy przewodnik. - Ale ten przewodnik nie opowie wam wszystkiego o Hagia Sophia. - Ale ten przewodnik jest tylko i wyłącznie o Hagia Sophia.
Na co przewodnik tylko uśmiechnął się i zrozumiał, że trafiła kosa na kamień.
Przed wejściem do każdego zabytku należy pamiętać o kontroli toreb i plecaków. Tak też jest w Hagia Sophia. Wreszcie wchodzimy. W środku czeka na nas 1500 lat historii. Ku naszemu rozczarowaniu wewnątrz muzeum stoi rusztowanie. Trwają prace konserwatorskie. Ale nie zraża nas to - to, co najciekawsze można oglądać bez problemu.
Hagia Sophia.
Przeczytaj więcej o Hagia Sophia.
Po zwiedzeniu Hagia Sophia udajemy się w kierunku Złotego Rogu przechodząc przez park Gülhane (Gülhane Parkı), który jest prawdopodobnie najspokojniejszym miejscem w Stambule. Wychodząc z parku można dojść wzdłuż brzegu do Eminönü i mostu Galata. Tu wita nas wszechogarniający gwar i tłumy ludzi. Stąd odpływają promy na azjatycki brzeg.
Most Galata to miejsce okupowane z każdej strony przez wędkarzy. Ryby przez nich złowione od razu są dostarczane do znajdujących się poniżej, tuż nad wodą, rybnych restauracji. Najbardziej popularnym daniem w tej okolicy jest balık ekmek, czyli smażona ryba podawana w chlebie. Przy brzegu przycumowane są dwa małe statki-smażalnie, których obsługa, nie zważając na ostre bujanie, w ekwilibrystyczny sposób przygotowuje ten prosty a zarazem bardzo smaczny posiłek.
Wędkarze na moście Galata.
Przeczytaj więcej o Moście Galata.
Bliskość przystani promowej zachęca nas do udania się na azjatycką stronę Stambułu. Prom jest również jednym ze środków transportu publicznego. Po stronie azjatyckiej nie zapuszczamy się daleko. Nasza wizyta ogranicza się do długiego spaceru wzdłuż Bosforu. Brak jest metra czy tramwaju. Podstawowym środkiem transportu jest dolmusz, czyli po naszemu minibus. Wizyta w Azji daje nam chwilę wytchnienia od europejskiej części, która jest tą ważniejszą, bardziej turystyczną, hałaśliwą.
Powrót do Europy rozpoczynamy od wizyty na Krytym Bazarze (Kapalı Çarşı), największym na świecie targowisku pod dachem. Jest tu mnóstwo sklepików ze wszystkich branż, labirynt uliczek i tłum ludzi – raczej więcej zwiedzających niż kupujących. To miejsce jakoś nas nie pociąga, więc uciekamy stamtąd pierwszym dostępnym wyjściem. Prawdziwy handel jest dopiero na ulicznych straganach – nawoływania, hałas, harmider, samochody przedzierające się przez tłum, chaos. To wszystko, plus upał i kilometry w nogach powoduje, że padamy ze zmęczenia.
Przeczytaj więcej o Krytym Bazarze.
Ratuje nas pyszna kawa po turecku i herbata. Od tego momentu stajemy się miłośnikami czarnej tureckiej herbaty, która według nas jest znakomita i najlepiej smakuje z małych szklanek w kształcie tulipana.
Na drugi dzień, zaraz po śniadaniu udajemy się do pałacu Topkapı (Topkapı Sarayı). Dawna siedziba sułtanów jest położona na samym końcu półwyspu otoczonego przez Bosfor i zatokę Złoty Róg. W sąsiedztwie jest Hagia Sophia, a Błękitny Meczet widać jak na dłoni przez bramę pierwszego dziedzińca zwanego Dziedzińcem Janczarów. Na terenie Topkapı znajduje się kilka dziedzińców, pawilonów, kościół Hagia Eirene oraz Harem. Bilety kupujemy w kasach przed wejściem na drugi dziedziniec.
Zwiedzanie zaczynamy od Haremu (oddzielne bilety). Jest to punkt obowiązkowy, a naszym zdaniem najpiękniejsza i najciekawsza część całego kompleksu – wspaniałe wnętrza ozdobione kafelkami i mozaikami w orientalnym stylu. Potem udajemy się do skarbca, biblioteki i pozostałych pomieszczeń znajdujących się na ostatnim dziedzińcu oraz do pawilonów, które są w drugiej części kompleksu. Całość zwiedzania, na spokojnie, zajmuje ok. 4 godzin.
Przeczytaj więcej o Pałacu Topkapı.
Po wizycie w Topkapı udajemy się do meczetu Sulejmana (Süleymaniye Camii). Niestety, na miejscu okazuje się, że w środku przeprowadzane są prace renowacyjne i dostępna jest tylko niewielka część. Upał daje się we znaki i chcemy odpocząć, ale przyjemniej będzie nad morzem niż tutaj. Zatem kierujemy się w stronę mostu Galata i Eminönü. Na szczęście teraz droga jest z górki, więc szybko docieramy do celu.
W pobliżu znajduje się Nowy Meczet (Yeni Camii), którego dziedziniec jest miejscem odpoczynku dla zmęczonych upałem ludzi. Postanawiamy też zobaczyć, co jest w środku i okazuje się, że warto było. Meczet dla muzułmanów to nie tylko miejsce modlitwy, to także miejsce spotkań, odpoczynku od miejskiego gwaru, a nawet popołudniowej drzemki.
My również udajemy się na chwilę spoczynku do naszego hotelu, żeby nabrać sił na wieczorną włóczęgę po Sultanahmet. Spacer zaczynamy tuż za Błękitnym Meczetem. Wystarczy trochę się od niego oddalić, aby poczuć zupełnie inny klimat dzielnicy. Tutaj życie toczy się normalnie, w swoim rytmie – dzieci grają w piłkę, pranie suszy się na sznurze, uliczni sprzedawcy oferują prosto z samochodu owoce i warzywa.
Delektując się panującą tu atmosferą docieramy do Małej Hagia Sophia (Küçük Aya Sofya Camii). Jest już późno i meczet jest zamknięty. Spędzamy kilka chwil w miłej, urządzonej w orientalnym stylu kawiarni znajdującej się w sąsiedztwie, popijając wyborną turecką herbatę. Klimat okolicy i tego miejsca zapamiętamy do końca naszej tureckiej eskapady; okaże się później, że już nie spotkamy podobnego miejsca.
Następnie kierujemy się w stronę meczetu Sokollu (Sokollu Mehmet Paşa Camii), gdzie odkrywamy taras przy szkole, skąd rozciąga się przepiękny widok na Morze Marmara i redę stambulskiego portu.
Sobotę zaczynamy od Błękitnego Meczetu (Sultan Ahmet Camii). Mamy cały czas w pamięci wczorajszą wizytę w spokojnym Yeni Camii i teraz przeżywamy mały szok. Tam spokój, tutaj tłumy turystów. Co raz to nowe wycieczki kierują się do wejścia. W środku tłok, ale to nie przeszkadza nam w podziwianiu arcydzieła sztuki islamskiej.
Przeczytaj więcej o Błękitnym Meczecie.
Po wyjściu udajemy się do Cysterny (Yerebatan Sarnıcı). Jest to dawny podziemny zbiornik wody pitnej dla Konstantynopola. Wewnątrz Cysterny poruszamy się po drewnianych pomostach, ponieważ na dole nadal jest woda. Na uwagę zasługuje piękne sklepienie krzyżowe oraz słynne Meduzy. Poza tym Cysterna to świetne miejsce, aby na trochę odpocząć od skwaru panującego na zewnątrz.
Przeczytaj więcej o Cysternie Bazylikowej.
Kolejny punkt programu to pałac Dolmabahçe, siedziba ostatnich sułtanów. Na miejscu wita nas strasznie długa kolejka do kasy. Darujemy sobie zwiedzanie pałacu, zostawiając tę przyjemność na następny pobyt w Stambule. Niemniej należy stwierdzić, że pałac jest wart obejrzenia, chociażby z zewnątrz, żeby mieć świadomość jak zmieniała się turecka architektura – pałac pochodzi z XIX w. i jest całkowicie inny od poprzedniej siedziby władców Imperium Osmańskiego.
Przeczytaj więcej o Pałacu Dolmabahçe.
Naszym następnym celem jest plac Taksim. Po drodze posilamy się u ulicznego sprzedawcy tureckimi słodkościami – kruche obwarzanki lepią się od lukru i miodu. Jak się później przekonaliśmy, Stambuł był ostatnim miejscem na naszej tureckiej trasie, gdzie mogliśmy zjeść takie pyszności wprost z ulicy. Na Taksim docieramy podziemną kolejką zębatą w kilka minut. Plac to miejsce, gdzie turystów trudno spotkać. Od niego odchodzi jedna z bardziej popularnych ulic handlowych İstiklal.
Miejsce to jest bardzo europejskie w charakterze. Można pomyśleć, że jesteśmy w jakimś dużym mieście w Europie Zachodniej. Co ciekawe, İstiklal jest tak „europejski”, że kobiety w chustach są tu praktycznie nieobecne. Ulica jest rajem dla amatorów tureckiej kuchni. Pełno tu lokali, które oferują przepyszne jedzenie w rozsądnych cenach. Po restauracjach dla turystów w Sultanahmet İstiklal Caddesi pozwala nam odżyć pod względem kulinarnym.
Spacer w tej części miasta kończymy przy wieży Galata. Przy wejściu czeka niespodzianka – jest winda. Z wieży rozciąga się widok na każdą stronę miasta, przekonujemy się na własne oczy jak ogromny jest Stambuł.
Widok z Wieży Galata na Złoty Róg i Most Galata.
Przeczytaj więcej o Wieży Galata.
Na chwilę odpoczynku udajemy się na drugą stronę Złotego Rogu, na dziedziniec Yeni Camii. W sąsiedztwie znajduje się Targ Egipski (Mısır Çarşısı). Udajemy się na zwiedzanie tamtejszych straganów. I nie żałujemy. Warto zobaczyć kramy z różnego rodzaju przyprawami, usypanymi w kopce w kształcie stożka, różnorodność tureckich słodyczy począwszy od kilku rodzajów chałwy i kilkunastu (a może i więcej) rodzajów lokum. To miejsce podoba nam się dużo bardziej niż Kryty Bazar.
Przeczytaj więcej o Bazarze Egipskim.
Niedziela to już ostatni dzień pobytu w Stambule. Zaczynamy od półtoragodzinnego rejsu po Bosforze. Udajemy się więc do Eminönü, skąd odpływa nasz statek. Jesteśmy zaskoczeni, że jest wypełniony do ostatniego miejsca i to w większości przez Turków. Rejs to przyjemna forma zobaczenia Stambułu z innej perspektywy. Można z bliska obejrzeć ogromny most na Bosforze oraz całkiem nieźle zaznajomić się z budowlami azjatyckiego brzegu.
Po rejsie, aby schronić się przed słońcem, idziemy do parku Gülhane. W niedzielę jest oblegany przez mieszkańców Stambułu. Ludzie spacerują albo odpoczywają na trawie. Pomimo, że są tłumy, jest w miarę cicho i spokojnie – idealne miejsce na popołudniowy odpoczynek przed czekającą nas nocną podróżą do Kapadocji.
Ulica İstiklal.
Przeczytaj więcej o Stambule.
Kapadocja
20 – 23 lipca 2009
Do Kapadocji pojedziemy nocnym autobusem z głównego dworca autobusowego znajdującego się w dzielnicy Esenler. Najlepiej dojechać do niego metrem – stacja Otogar. Na dworcu witają nas naganiacze oferujący przejazd do wszystkich miejsc w Turcji. Nie zwracamy na nich uwagi, co wcale nie jest proste, i niewzruszenie kierujemy się prosto do kas sprzedających bilety do Kapadocji. Kupujemy dwa bilety do Göreme. Zaskoczeni jesteśmy wyższą niż oczekiwaliśmy ceną, ale jak się potem okazało, informacje z przewodników i stron internetowych są mocno nieaktualne.
Wreszcie zajmujemy miejsca w autokarze. Autokar jest bardzo czysty, wygodny i klimatyzowany; muavin, czyli steward, ubrany jest w białą koszulę, krawat, czarne spodnie. Wszystko wygląda elegancko i profesjonalnie. Muavin rządzi w autokarze. Wszelkie wątpliwości, uwagi i prośby, jak np. chęć zmiany miejsca należy kierować do niego. To on częstuje wodą, herbatą, kawą, ciastkami (w cenie biletu) oraz sprawdza, czy wszyscy pasażerowie są na pokładzie.
Autokar zatrzymuje się kilka razy po drodze. Na każdym postoju znajduje się zajazd, w którym można kupić coś do jedzenia. Zaskoczeni obserwujemy, jak obsługa postoju sprawnie myje każdy autokar. To dzięki nim autobusy w Turcji zawsze lśnią czystością mimo pokonywanych setek kilometrów.
Około 5 nad ranem zaczyna wstawać dzień. Delektując się ciepłą, mocną herbatą obserwujemy krajobrazy za szybą – bezkresne, prawie niezamieszkane przestrzenie, lekko pofałdowane, w kolorze złota. Mijane po drodze Jezioro Słone (Tuz Gölü) wygląda jakby skute lodem.
Pierwszym przystankiem jest Nevşehir. Upewniamy się, czy autokar na pewno jedzie do Göreme. Obawa, że tak nie jest pojawia się wraz z wsiadającymi do autokaru naganiaczami, którzy oferują noclegi w Nevşehir oraz wycieczki po Kapadocji, oczywiście wszystko po okazyjnej cenie. To nasza pierwsza podróż autobusowa w Turcji i jesteśmy czujni, żeby nie było jakiejś wpadki. Na szczęście zaraz uspokajamy się.
Autobus rusza do Göreme. Na miejscu udajemy się od razu do zarezerwowanego wcześniej pensjonatu. Akurat trafiamy na śniadanie. Po posiłku Bekir, właściciel pensjonatu, opowiada nam o atrakcjach regionu, poleca wycieczki, jakie można odbyć w okolicy, dostajemy mapkę. Podoba nam się takie podejście do sprawy. Szykuje się napięty program – myślimy – ale najpierw sen. 12-godzinna nocna podróż dała się we znaki.
Na początek odwiedzamy Open Air Museum, zespół skalnych kościołów powstałych w XI w. Obowiązkowo należy wejść do kościoła Karanlık Kilise, aby zobaczyć wspaniałe, bardzo dobrze zachowane freski. Widoki, jakie się rozciągają z muzeum dają przedsmak tego, co oferuje Kapadocja, a są to wspaniałe formacje skalne powstałe w wyniku działania wiatru i wody. Formacje przybierają kształty stożków, kolumn, wysokich grzybów z małymi kapeluszami. W wielu z nich znajdowały się kościoły, domy, w niektórych stożkach ludzie mieszkają do dziś.
Kapadocja słynie również z podziemnych miast. Przypuszcza się, że wiele z tych miast pozostaje wciąż nie odkrytych. Wracając wieczorem zrywamy morele prosto z drzewa rosnącego nieopodal drogi. Naszą uwagę przykuwa skalisty płaskowyż Bozdaĝ rozciągający się nad Doliną Czerwoną i Doliną Różaną. Pięknie się prezentuje o zachodzie słońca.
Generalnie nie jesteśmy amatorami zorganizowanych wycieczek, ale ze względu na duże odległości i jedynie 4 dni w Kapadocji decydujemy się na jednodniową eskapadę z lokalnym biurem podróży. Trasa obejmuje podziemnie miasto skalne Derinkuyu, wąwóz Ihlara, kompleks klasztorny w Selime, a na koniec miejsca widokowe i obowiązkowo wizytę w sklepie jubilerskim.
Największe wrażenie wywiera na nas wąwóz Ihlara. Długi na 14 km rozciąga się od miasteczka Ihlara do Selime. Nasza wycieczka obejmuje jedynie 3,5 km odcinek. Dnem wąwozu prowadzi malownicza ścieżka wzdłuż rzeki, od wody bije przyjemny chłód. Mimo, że jest południe, nie jest gorąco. Wysokie ściany wąwozu zbudowane są z rudawej skały. Widoczne otwory w skale, były kiedyś oknami lub wejściami do domostw. Na naszym odcinku zwiedzamy jeden z kilkunastu skalnych kościołów, jakie znajdują się w wąwozie.
Okolice Göreme posiadają wiele wspaniałych punktów widokowych, z których można podziwiać doliny i fantastyczne formy skalne. Te punkty to: parkingi nad Doliną Gołębi, ruiny zamku Uçhisar (wysokie na 60 m oferują niezrównane widoki na okolicę), tufowe skały nad Göreme, skały w okolicy Paşabağı (zespół skalnych kominów), płaskowyż nad doliną Deverent oraz miejsce z kominami skalnymi przy miasteczku Ürgüp.
Wąwóz Ihlara.
Następnego dnia udajemy się na spacer do wioski Çavuşin. Można tam zwiedzić skałę z pozostałościami po wykutych mieszkaniach, w których jeszcze w latach 60-tych mieszkali ludzie. Niestety, skała uległa zawaleniu i pod jej gruzami znalazło się kilkuset jej mieszkańców.
Z Çavuşina idziemy dalej, w stronę wspomnianego już Paşabağı. Po prawej stronie mijamy kolejny skalny kościół. Dalej wędrujemy drogą między uprawami winogron i moreli, a później wspinając się po białym tufie wychodzimy na rozległe półki skalne. Przed nami widzimy kominy i grzyby skalne. Jednak to dopiero przedsmak wrażeń, jakie będą towarzyszyły nam tego dnia.
W drodze powrotnej, za Çavuşinem znajdujemy wąwóz, którym zbliżamy się do płaskowyżu Bozdaĝ. Wybieramy jedną ze ścieżek prowadzących w górę i za kwadrans jesteśmy na wąskiej perci prowadzącej zboczem płaskowyżu. U naszych stóp na wyciągnięcie ręki mnóstwo wspaniałych stożkowych formacji skalnych w kolorze różowym. Zbocze Bozdaĝ na całej długości pokrywa wysoka mocno pofalowana czerwonawa skała. W dali widać Göreme, po drugiej stronie Çavuşin.
Wędrówka tą ścieżką dostarcza nieziemskich widoków, szczególnie na znajdujące się poniżej Dolinę Czerwoną oraz Dolinę Różaną. Słońce schodzi coraz niżej, a ich kolory stają się coraz bardziej nasycone. Co chwilę przystajemy nie mogąc oderwać wzroku od poszarpanego zbocza wysokiego płaskowyżu. Trzeba jednak być ostrożnym. Czasami ścieżka jest dosyć stroma i pokryta drobnymi kamykami. Wędrówkę kończymy na parkingu, do którego można dotrzeć z trasy Ürgüp-Göreme.
Aby dotrzeć do Göreme, ruszamy ścieżką w dół. Schodząc coraz niżej zachwycamy się widokiem najpierw różowych, a potem białych stożków. W wielu z nich można zobaczyć okna dawnych domostw ozdobione prostymi rysunkami. Wreszcie docieramy do naszego pensjonatu – wyczerpani, ale szczęśliwi, że mogliśmy z bliska podziwiać Dolinę Czerwoną i Różaną oraz niezapomniane widoki.
Na szlaku wzdłuż płaskowyżu Bozdaĝ.
Amatorzy pieszych wędrówek nie będą się nudzić w Göreme. Z miasteczka blisko jest do najciekawszych dolin okolicy, a każda z nich posiada inny charakter. Nieco gorzej jest z transportem. Przemierzając okolicę tylko kilka razy widzieliśmy lokalne autobusy, przypuszczalnie pełniły także rolę dolmuszów, bo tych typowych nie widzieliśmy wcale.
Można wypożyczyć rower; quadem można jedynie poruszać się po drogach bitych, nieasfaltowych. Samochód należy rezerwować dość wcześnie. W ostatni dzień pobytu chcemy wynająć auto, ale okazuje się, że wszystkie są wypożyczone i prawdopodobnie nie ma żadnego wolnego w całej okolicy. Ostatecznie jeden z dni spędzamy w wynajętej taksówce w cenie samochodu.
Paşabağı, zespół kominów skalnych.
Göreme jest miasteczkiem bardzo popularnym wśród turystów z plecakami. W pierwszej chwili odnosimy wrażenie, że jest zbyt mało tureckie. Nasze rozczarowanie sięga zenitu, gdy zamawiając herbatę w knajpce o orientalnym wystroju, dostajemy wrzątek w kubku z porcelitu i herbatą w torebce.
Rozumiemy, że miejscowi chcą, żeby turysta poczuł się jak w domu, ale chyba nie o to chodzi w podróżowaniu i poznawaniu innego kraju. Mało turystycznego lokalu należy poszukać w bocznych uliczkach w głębi miasteczka – właśnie tam można odnaleźć prawdziwe Göreme, ze sklepikami i warsztatami. Nasz czas w Kapadocji nieubłaganie dobiega końca. Pożegnawszy się serdecznie z Bekirem wyruszamy ku nowej przygodzie.
Przeczytaj więcej o Kapadocji.
Pamukkale i Hierapolis
24 lipca 2009
Nocnym autobusem jedziemy do Denizli, dużego miasta 10 km od Pamukkale. Zgodnie z radą z naszego przewodnika planujemy nocleg w Denizli. Na miejscu szybko okazuje się, że to raczej zła rada. W ostatniej chwili udaje nam się zabrać serwisbusem do Pamukkale. W miasteczku jesteśmy ok. 7 rano. Pokój wynajmujemy od wesołych kierowców serwisbusa w prowadzonym przez nich hotelu. Po przepysznej tureckiej herbacie i śniadaniu ruszamy zwiedzać wapienne tarasy.
Wapienne tarasy w Pamukkale rozciągają się na zboczu wysokiej góry. Wspinamy się na nią boso po łagodnej ścieżce, po prawej stronie ciągną się baseny napełniane wodą spływającą z góry. Długo się nie zastanawiamy i wkrótce zażywamy odświeżającej kąpieli w jednym z takich basenów. Pojawia się coraz więcej zwiedzających, temperatura powietrza rośnie. Postanawiamy przyjemność kąpieli odłożyć na popołudnie. Idziemy wyżej, po lewej stronie wspaniale prezentują się nieco starsze tarasy.
Przeczytaj więcej o Pamukkale.
Wapienne tarasy.
Na szczycie góry odpoczywamy w cieniu drzew ładnie utrzymanego parku. To prawdziwa oaza wytchnienia w – jak się potem okazało – 40-to stopniowym upale. Atrakcją Pamukkale są także ruiny starożytnego miasta Hierapolis. Przechodzimy od bramy Domicjana ulicą Frontinusa – cykady w lesie piniowym cykają nieznośnie, nasze spożycie wody nigdy nie było tak duże, a przed nami jeszcze wzgórze z bardzo dobrze zachowanym rzymskim teatrem.
Przeczytaj więcej o Hierapolis.
Jest gorąco, nawet bardzo gorąco, marzymy już tylko o kąpieli w basenach na białym zboczu. Z radością zanurzamy się w jednym z nich. Choć głęboki tylko do kolan przynosi ogromną ulgę po gorącym dniu. Dodatkowo w dole rozciągają się ładne widoki na miasteczko i okolice. Po kolacji i krótkim spacerze po centrum Pamukkale rozmawiamy jeszcze z właścicielami hoteliku. Są bardzo otwarci i pomocni. Zadziwiają nas znajomością koreańskiego i japońskiego, których nauczyli się od gości hotelu. Mówimy dobranoc i udajemy się na spoczynek.
Po raz kolejny nieocenione okazują się zatyczki do uszu. Okna naszego pokoju wychodzą na uliczkę, z której dobiega głośna muzyka. Szybko zasypiamy po dniu pełnym wrażeń.
Teatr w Hierapolis.
Selçuk i Efez
25 lipca 2009
Następnego dnia przyjeżdżamy do Selçuku, który jest bazą wypadową do zwiedzania ruin Efezu. Na otogarze zaczepia nas blondyn słowiańskiej urody, płynną angielszczyzną oferuje nam nocleg w swoim hotelu nieopodal centrum, podsuwając nam folder hotelu pod nos. Zgadzamy się i za chwilę już jesteśmy na miejscu. Okazuje się, że hotel to pensjonat. Nie jest własnością napotkanego blondyna, a folder, który nam pokazał, nie przedstawia miejsca gdzie obecnie jesteśmy. Pomimo tego decydujemy się zostać, bo miejsce jest bardzo czyste i miłe. Pensjonatem zarządza sympatyczna rodzina. Właściciel szczyci się tym, że stosuje europejskie 5 minut, gdzie 5 znaczy 5, no może 10, góra 15 minut.
Selçuk od razu przypada nam do gustu, tym bardziej, gdy natykamy się na małą restaurację, w której podają przepyszne tureckie dania i nie jest to kebab. Ruch turystyczny kieruje się do odległego o 3 km Efezu i raczej omija Selçuk. Tutaj można poobserwować jak Turcy spędzają letnie popołudnie, mężczyźni drążą niekończące się tematy przy herbacie, dziadkowie spacerują z wnukami.
Dziś jest sobota i w Selçuku jest targ. Grzechem byłoby go ominąć. Nie możemy nasycić oczu widokiem dojrzałych czereśni, moreli i brzoskwiń. Długo wybieramy przyprawy do mięs, które kupujemy do domu jako pamiątki. Wracamy do naszego pensjonatu, aby jego właściciel zabrał nas, zgodnie z obietnicą, do Efezu. Gdy się wreszcie pojawia, oznajmia, że tak naprawdę to nie ma nas czym zabrać, ale zaraz organizuje transport. Po chwili pojawia się młody chłopak, z którym mamy się udać do Efezu. Jak się chwilę później okazuje, nie jest to takie proste.
Na początek idziemy z nim do sklepu z dywanami. Myślimy „Oho, nieźle się zaczyna”. Sprzedawca dywanów prosi, abyśmy się rozgościli i częstuje nas jabłkową herbatą. Już jesteśmy przygotowani na propozycję kupna dywanu, ale taka nie pada. Za to zaczyna się sympatyczna rozmowa, głównie o Turcji, turystach i podróżach. Zdradzamy, że następnym naszym celem jest Çeşme. Sprzedawca dywanów szczerze nam odradza to miejsce jako drogie i zatłoczone. „To może Kuşadası?” pytamy. „Kuşadası?! Kuşadası is horrible!” – odpowiada i już wszystko jasne. Nasz miły rozmówca namawia nas na pozostanie w Selçuku, skąd do morza jest zaledwie kilka kilometrów.
Przeczytaj więcej o Selçuku.
Po 15 minutach pojawia się elegancki pan w średnim wieku mówiąc, że to on nas zawiezie do Efezu. Żegnamy się ze sprzedawcą dywanów. Ten pyta nas jeszcze z troską w głosie, czy mamy wodę. Otrzymujemy przy okazji zaproszenie na imprezkę, która się rozpocznie u niego w sklepie ok. północy.
Droga do Efezu to tylko kilka kilometrów, ale są korki. Jest weekend i wiele ludzi udaje się nad morze. W końcu docieramy. Upał niemiłosierny. Dobrze, że mamy odpowiedni zapas wody. Nasz kierowca myśli o wszystkim i wysiadamy przy górnym wejściu, żebyśmy nie musieli iść potem pod górę. Kupujemy bilety i wkraczamy na teren ruin Efezu. Oglądamy pozostałości starożytnych obiektów przy górnej agorze, powoli kierując się główną ścieżką w dół.
Po chwili stajemy u szczytu ulicy Kuretów, czyli członków najwyższego kolegium czcicieli Artemidy. Schodzimy w dół podziwiając po drodze świątynię Hadriana i mozaiki w dawnych sklepach. Idąc ulicą Kuretów cały czas naszą uwagę przyciąga budowla znajdująca się na dole. Wreszcie ulica kończy się, a przed nami wspaniała biblioteka Celsusa! Powstała w 110 r. ku czci prokonsula prowincji Azji Tiberiusa Iuliusa Celsusa. Biblioteka stoi na 9-stopniowym podwyższeniu, szeroka na 21m, wysoka na 16m, zbudowana jest z marmurowych bloków, posiada 2 piętra, na każdym piętrze stoi osiem kolumn. Fasada jest bogato zdobiona w motywy roślinne. Jesteśmy pełni podziwu dla kunsztu, z jakim wykonano zdobienia.
Odpoczywamy w cieniu biblioteki spoglądając na bramę Augusta, która prowadzi do dolnej agory. Przez agorę przechodzimy do teatru. Teatr o średnicy 145 m prezentuje się imponująco. Widownia mogła pomieścić 25 tys. widzów. Budynek po dziś dzień posiada znakomitą akustykę, o czym przekonujemy się, gdy jeden z odwiedzających daje próbę swojego głosu. Jako jedni z ostatnich opuszczamy ruiny starożytnego miasta.
Efez, Biblioteka Celsusa.
Przeczytaj więcej o Efezie.
Do Selçuku wracamy dolmuszem. Z centrum wspinamy się stromą uliczką w stronę cytadeli i bazyliki św. Jana. Niestety, oba miejsca są już zamknięte, ale z góry rozciąga się ładna panorama na Selçuk i na otaczające miasto wzgórza. Napotkany przy bazylice Turek prezentuje nam garść starożytnych monet z różnych okresów Cesarstwa Rzymskiego, które rzekomo wykopał w Efezie i przy bazylice św. Jana. Jest bardzo rozczarowany, gdy okazuje się, że nie ma do czynienia z fascynatami numizmatyki. Żegnamy się i schodzimy do naszego pensjonatu.
Dzieci bawią się na ulicy, a na nasz widok wołają „Hello, how are you!”, a odważniejsze „Photo, one lira”. Pozdrawiamy dzieciaki i idziemy w swoją stronę. W naszym pensjonacie na patio trwa przedkolacyjna krzątanina. Mężczyźni przygotowują mięso na grillu, kobiety w kuchni sałaty.
Izmir i Çeşme
26 lipca – 1 sierpnia 2009
Kolejny dzień zaczynamy pysznym śniadaniem, po którym udajemy się na otogar. Naszym celem jest İzmir, skąd chcemy udać się nad morze. Jednak cały czas nie jesteśmy pewni, do jakiej miejscowości pojechać. Rozważamy Çeşme i Ayvalık. Pamiętamy o ostrzeżeniu sprzedawcy dywanów odnośnie Çeşme i obawiamy się tłumów turystów, ale to tam mamy polecony pensjonat. O Ayvalıku nie wiemy nic poza tym, że jest spokojniejszy. W İzmirze decydujemy się na Çeşme.
Na dworcu autobusowym ciekawostka. İzmir uznawany jest za najbardziej „europejskie” miasto Turcji, co zresztą daje się zauważyć, jednak najtrudniej jest się porozumieć po angielsku, z czym do tej pory nie było problemu. Podróż autostradą z prawdziwego zdarzenia trwa 1h 15 min.
W Çeşme bez problemów znajdujemy Adil Pansiyon. Z miłym chłopakiem próbujemy się targować się o cenę za 6 nocy. Bez powodzenia. Wreszcie decydujemy się na wyciągnięcie naszego asa z rękawa. Wspominamy, że to miejsce polecili nam znajomi z Polski, którzy znają właściciela Necipa.
Sprawa natychmiast przybiera obrót o 180 stopni. Okazuje się, że Necip to ojciec naszego rozmówcy Ahmeta. Ahmet zostawia nas na chwilę i wkrótce zjawia się sam Necip. Jest uradowany faktem, że polecono nam jego pensjonat i przekonuje nas, że Çeşme to najcudowniejsze miejsce na nadmorski wypoczynek, a cały półwysep oferuje różnorodne plaże. Do końca pobytu będziemy mogli odczuć gościnność i specjalne traktowanie ze strony jego rodziny i znajomych.
Wieczorem wybieramy się na spacer po miasteczku. Główną ulicą przelewa się tłum turystów. Na naszych twarzach maluje się rozczarowanie. O zgrozo! Sprzedawca dywanów miał rację! Miasteczko przypomina Łebę! 50% naszej dwuosobowej wyprawy chce nazajutrz jechać do Ayvalıku. Necip i Ahmet uspokajają nas, że to tylko weekend.
Rzeczywiście poniedziałek jest o wiele spokojniejszy. Nieliczni turyści to wyłącznie Turcy. Czasem mamy wrażenie, że jesteśmy jedynymi cudzoziemcami w najbliższej okolicy. To nas motywuje do dalszej nauki podstaw tureckiego.
Çeşme, widok z twierdzy na marinę.
Położenie Adil Pansiyon jest idealne. Dom położony jest w cichej dzielnicy; tuż za rogiem znajduje się wąska uliczka, na której toczy się życie mieszkańców okolicznych domów. Mężczyźni od rana przesiadują przy herbacie, kobiety plotkują w sklepikach. Na śniadania jeszcze ciepłe pieczywo kupujemy w pobliskiej piekarni. Na rogu odnajdujemy skromną lokalną restaurację – jesteśmy jej częstymi gośćmi. Lokal oferuje wyśmienite tureckie dania, a obsługa nie zna słowa po angielsku, co nam się bardzo podoba. Możemy poćwiczyć nasz turecki.
Pensjonat Necipa to znakomite miejsce, aby poobserwować jak Turcy przygotowują posiłki i spędzają wolny czas na wakacjach. Do domu przylega rozległe zadaszenie, które dostarcza zbawiennego cienia. Pod tym zadaszeniem koncentruje się życie gości pensjonatu. Necip z rodziną, mieszkający niedaleko, stale są tu obecni. Co chwilę wpadają sąsiedzi i znajomi, żartują, dużo się śmieją. Ktoś z gości zawsze przygotowuje pyszną turecką herbatę. Wieczorami urządzamy sobie pogawędki z Necipem. Prosimy go również, żeby uzupełnił nasz turecki słownik przydatnymi zwrotami.
Samo Çeşme jest bardzo miłym miasteczkiem z mariną i wenecką twierdzą. Jak na dłoni widać grecką wyspę Chios. W dzielnicy ponad twierdzą znajdują się typowe tureckie domostwa położone przy stromych uliczkach. Najbliższa plaża położona jest zaraz za nadmorską promenadą. Kąpieli zażywać można także wskakując do wody z samej promenady. Naszą faworytką jest plaża Altınkum, do której można dojechać dolmuszem.
Plaża jest długa i piaszczysta, a woda krystalicznie czysta i przyjemnie chłodna. Nie ma tu wielu ludzi, przez co miejsce jest spokojne i ciche. Na północnym brzegu półwyspu, na którym leży Çeşme, plaże są bardziej zatłoczone, ale woda jest cieplejsza. Tak, więc zawsze jest pewien dylemat przy wyborze miejsca do plażowania: czy ciepła woda, ale tłok, czy chłodniejsza woda i spokój. Z tej pierwszej kategorii całkiem przyjemnym miejscem jest plaża w miejscowości Ilıca, będącej jakby przedłużeniem Çeşme w kierunku İzmiru.
Plaża w Ilıca.
Okolice Çeşme to nie tylko plaże, ale też ciekawe miasteczka warte odwiedzenia. Jednym z nich jest Alaçatı zamieszkiwane przez Greków do czasu ich wysiedlenia w wyniku wojny turecko-greckiej z 1919r. Greckie dziedzictwo tej miejscowości widać głównie w wyglądzie domów z niebieskimi, podobnie jak na Cykladach, okiennicami. Gołym okiem widać, że Alaçatı to miejsce dla turystów z bardzo zasobnym portfelem. W końcu tu bawi w weekendy izmirska śmietanka.
Zatoki oddalone od Alaçatı o kilka kilometrów to raj dla surfingowców, jednakże plaża nieopodal centrum surfingowego jest mała i przeraźliwie zatłoczona. Postanawiamy popływać w Ilıca. Godne polecenia są plaże w Dalyan, a same miasteczko sprawia wrażenie bardzo przyjemnego.
Co do Çeşme, miał rację nasz gospodarz Necip, że na pewno nam się spodoba. Turystów zagranicznych można policzyć na palcach jednej ręki. Przez to zdarzają miłe i zabawne sytuacje. Kelnerzy i przeróżni naganiacze wygłaszają do nas całe tyrady w swoim języku. Ich mina jest bezcenna, kiedy na końcu okazuje się, że nie jesteśmy Turkami. Śmiejemy się razem z sytuacji. Na marginesie należy zaznaczyć, że Turcy w rejonie wybrzeża egejskiego są bardzo zróżnicowani pod względem urody i w Çeşme Polak może uchodzić za miejscowego. Podkreślić też trzeba, że Polacy są bardzo lubiani i mile widziani jako turyści.
Przeczytaj więcej o Çeşme.
6 dni, które przeznaczyliśmy na odpoczynek po zwiedzaniu Turcji, szybko mija. Wieczorem kończy się definitywnie nasz pobyt nad Morzem Egejskim. Nocnym luksusowym autobusem z kompanii Pamukkale wracamy do Stambułu.
Çeşme, widok w stronę Dalyan, w oddali wyspa Chios.
Koniec wyprawy
2 sierpnia 2009
Około 8 rano docieramy na otogar w Stambule. W barze na dworcu jemy śniadanie i ostatni raz pijemy wyśmienitą turecką herbatę. Łza się w oku kręci. To z tego miejsca zaczęła się nasza podróż w głąb Turcji. Po chwili udajemy się do metra. Przy wejściu na lotnisko przechodzimy przez dokładną kontrolę bagażu. Po załatwieniu reszty formalności czekamy na nasz lot. Za kilka godzin, po 19 dniach w Turcji, będziemy w domu.
Informacje praktyczne
(Ceny podane dla 1 osoby:)
Wiza turecka 15 EUR lub 20 USD
Stambuł
- Bilet (jeton) komunikacji miejskiej w Stambule 1,50 TL za 1 przejazd, dotyczy metra, autobusów, tramwaju i promu
- Bilet wstępu do Hagia Sophia 20 TL
- Bilet wstępu do Topkapı 20TL, Harem dodatkowe 15 TL
- Bilet wstępu do pałacu Dolmabahçe 20 TL
- Bilet na wieżę Galata 10 TL
- Bilet do Cysterny 10 TL
- Rejs 1,5 godz. po Bosforze 9 TL
- Najlepsze przeżycia kulinarne w lokalach, gdzie widać obojętność w oczach na widok cudzoziemców (polecamy te knajpki na İstiklal Caddesi, w których siedzą Turcy, nie ma menu po angielsku, a potrawy kuszą przez szklaną witrynę)
- Na otogarze w Stambule jest dostępny prysznic za 7 TL; dostaje się mydło, ręcznik, jest suszarka – warunki bardzo przyzwoite – polecamy
- Bilet autobusowy na trasie Stambuł – Göreme 50 TL (autobus kompanii Nevşehir, kasa nr 24 na stambulskim otogarze)
Kapadocja
- Bilet do Open Air Museum w Göreme 15 TL
- Jednodniowa wycieczka z lokalnym biurem podróży 60 TL – w cenie bilety wstępu do skalnego miasta Derinkuyu, wąwozu Ihlara oraz lunch
- Wypożyczenie samochodu na 1 dzień ok. 90-100 TL (w sezonie lepiej rezerwować z wyprzedzeniem)
- Bilet na zamek w Uçhisar 3 TL
- Na pieszą wycieczkę wzdłuż zbocza płaskowyżu Bozdaĝ polecamy lekkie, letnie, pełne obuwie trekkingowe (sandały trekkingowe nie były bezpieczne)
- Bilet autobusowy na trasie Kapadocja – Pamukkale 50 TL (autobus kompanii Nevşehir)
Pamukkale
- Bilet wstępu na wapienne tarasy 20 TL
- Bilet wstępu do Antique Pool Hierapolis 24 TL
- Na terenie Antique Pool Hierapolis znajduje się jedyne miejsce, gdzie można kupić coś do jedzenia; niestety, są to tylko przekąski typu fast food (kebap, frytki, skromna sałatka). Jeżeli planujemy spędzić cały dzień na zwiedzaniu wapiennych tarasów, ruin Hierapolis i kąpielach, należy zaopatrzyć się w prowiant lub zdać się na w/w restaurację
- Bilet autobusowy na trasie Pamukkale – Selçuk 10 TL (bus kompanii AYDIN)
Efez
Çeşme
- Bilet autobusowy İzmir – Çeşme 11 TL (autobus kompanii Çeşme Seyahat)
- Dolmusz w okolicach Çeşme 2 – 2,75 TL w zależności od długości trasy
- Bilet autobusowy Çeşme – Stambuł 50 TL (autobus kompanii Pamukkale)
Money, money, money...
Wzięliśmy 300 TL na początek oraz Euro i USD, które wymienialiśmy na miejscu. Jak się później okazało najlepszy kurs był w Stambule
Gdzie spaliśmy?
- Stambuł – Hotel Kaftan, www.kaftanhotel.com, bardzo czysto, w dzielnicy Sultanahmet, smaczne śniadania, karta kredytowa akceptowana, można zostawić bagaże po opuszczeniu pokoju.
- Kapadocja – Anatolia Cave Pension, www.anatoliacave.com, 300m od centrum Göreme, pyszne śniadania, bardzo miły gospodarz i obsługa, można: płacić w Euro, wziąć prysznic przed wyjazdem, zostawić bagaże po opuszczeniu pokoju.
- Pamukkale – Kale Hotel, w centrum miasteczka, duże śniadania, wesoła i serdeczna atmosfera, można też zostawić bagaże na cały dzień i pójść pozwiedzać trawertyny, a wieczorem opuścić Pamukkale.
- Selçuk – Tuncay Pension, www.tuncaypension.com.tr, bardzo blisko centrum, bardzo czysto, miła atmosfera, smaczne śniadania, można: zostawić bagaże po opuszczeniu pokoju, zamówić kolację u gospodarzy.
- Çeşme – Adil Pansiyon, blisko centrum, czysto, bardzo turecko, czyli rodzinnie i wesoło, można: wziąć prysznic przed wyjazdem, zostawić bagaże po opuszczeniu pokoju.
Merhaba! Nasılsın? czyli jak się porozumiewaliśmy
Głównie porozumiewaliśmy się w języku angielskim, ale słyszeliśmy wielokrotnie Turków mówiących po francusku. Niemiecki przydał się jedynie w Çeşme. Jednakże najwięcej frajdy dało nam mówienie po turecku. Nauczyliśmy się kilkunastu podstawowych, a zarazem bardzo przydatnych zwrotów, co wywoływało za każdym razem radość na twarzach naszych rozmówców. Ten sposób porozumiewania się z Turkami polecamy najbardziej.
Przewodniki i strony internetowe
Przygotowując się do tegorocznych wakacji korzystaliśmy z przewodnika „Turcja. Kraj czterech mórz” wydawnictwa Bezdroża. Cenne informacje znaleźliśmy na portalach turcjawsandalach.pl oraz turkeytravelplanner.com.
Marta & Michał
Odpowiedzi
gratuluję wyprawy,
Wysłane przez Anonim (niezweryfikowany) w
super
Wysłane przez Anonim (niezweryfikowany) w
Dzięki Wam odświeżyłam
Wysłane przez Satin w
Wschód słońca na Górze Nemrut
Wysłane przez Iza w
Najlepszy opis jaki dotąd czytałem :)
Wysłane przez roberttanais w
Miło nam to słyszeć:-)
Wysłane przez Marta J. w
Prosze o wiecej szczegolow na maila :)
Wysłane przez Anonim (niezweryfikowany) w
szczegóły w drodze
Wysłane przez Anonim (niezweryfikowany) w
Dziekuje, czekam :)
Wysłane przez Anonim (niezweryfikowany) w
Email wysłany :-)
Wysłane przez Marta J. w
Witam
Wysłane przez Anonim (niezweryfikowany) w
Dzięki!:-)
Wysłane przez Anonim (niezweryfikowany) w
Gratuluję pomysłu i
Wysłane przez Anonim (niezweryfikowany) w
Budżet wysłany:-)
Wysłane przez Marta J. w
A samodzielna wyprawa w podróż poślubną do Tucji to znakomity pomysł; niestety, my na to nie wpadliśmy :-((
Miłego dnia,
Marta
holiday!!!!!!!!!
Wysłane przez Anonim (niezweryfikowany) w
P.S.
Wysłane przez Anonim (niezweryfikowany) w
kalkulacje/budżety wysłane
Wysłane przez Marta J. w
Witajcie!
Wybaczcie zwłokę. Wysłałam nasz budżet na adresy elkiiii oraz cataluny.
Życzę miłego planowania i wspaniałych wakacji.
Serdeczne pozdrowienia,
Marta J.
Dzięki!! Necipa proszę
Wysłane przez Marta J. w
Dzięki!!
Necipa proszę pozdrowić od nas koniecznie:-)) !
Marta J.
Prosba
Wysłane przez Anonim (niezweryfikowany) w
Prośba
Wysłane przez Anonim (niezweryfikowany) w
Prośba
Wysłane przez Anonim (niezweryfikowany) w
Fantastyczna relacja z
Wysłane przez Anonim (niezweryfikowany) w
Fantastyczny trip!
Wysłane przez vitek w
Witam !
Stworzyliście naprawdę interesująca i przyjemną relację z podróży.
Cały czas zastanawiam się, czy sam mógłbym pojechać na taką wyprawę, która była by zresztą moją pierwszą, więc był bym bardzo wdzięczny, gdybyście mogli przesłać mi zarys kosztorysu takiej wycieczki.
Podaję m@il : jedrzej.piwowarczyk@gmail.com
Pozdrawiam i gratuluję !
Kosztorysy zostały wysłane
Wysłane przez Anonim (niezweryfikowany) w