Podróżnik:
Podróżnicy mają marzenia. Tworzą listy miejsc które chcą odwiedzić, festiwali, w których chcą wziąć udział, atrakcji których pragną zakosztować. W internecie i książkach można znaleźć listy tego, co każdy człowiek powinien raz doświadczyć w życiu. Ostatnio dzięki uprzejmości firmy Voyager Balloons udało mi się spełnić jeden z ich punktów. Leciałam balonem nad Kapadocją.
Kapadocja, jedno z najpiękniejszych, a być może najpiękniejsze miejsce w Turcji. Na dającej się objąć wzrokiem terenie wyrosły niespotykane nigdzie indziej formacje tufowe, założono tu setki kościołów, a tutejsze doliny mienią się setkami odcieni barw.
Pobudka była już o 4 rano. Celowo. Program lotu zakładał powitanie słońca z pokładu balonu. Zresztą ekscytacja tym, co ma się wkrótce wydarzyć, nie pozwalała na długi sen. Dzielnie ubrałyśmy się ciepło i stawiłyśmy się na wyznaczoną godzinę, by już po chwili raczyć się pysznym śniadaniem w siedzibie Voyager Balloons. Jeśli do tej pory nie byłyśmy zupełnie przytomne, to solidna turecka herbata szybko przegnała resztki snu.
Po śniadaniu wraz z całą grupą zostaliśmy zabrani na miejsce startu. Naszym oczom ukazała się inna rzeczywistość. Na miejscu znajdowały się dziesiątki balonów, które w zalegającym jeszcze wokół półmroku, były przygotowane do wysłania w niebo setki podekscytowanych turystów.
Nasz kosz był dwunastoosobowy. Wraz z nami leciała para Chińczyków, rodzina Francuzów, dwóch Australijczyków, oraz dwie osoby obsługujące balon, w tym przesympatyczny szef firmy i jednocześnie pomysłodawca balonowego biznesu w Kapadocji, Halis, który od kilkunastu lat oprowadza turystów po tutejszych przestworzach.
Po krótkim wprowadzeniu informującym nas, że w balonie będzie nad wyraz ciepło (to prawda) i uczącym, jak mamy się zachować przy lądowaniu, wystartowaliśmy.
I co to był za lot! Moja znajoma słusznie ostatnio zauważyła, że tego nie da się opisać. Zaczęliśmy od dość niskiego lotu wokół jednego z przystosowanych do mieszkania gołębników.
Chwilę później wznieśliśmy się wyżej by podziwiać Czerwoną Dolinę i Różową Dolinę (Kızılçukur Vadisi i Güllüdere). Miejsca nazwane tak od koloru znajdujących się w nich formacji tufowych, choć ja będę upierać się, że tych barw jest tam znacznie więcej.
W końcu wznieśliśmy się na maksymalną wysokość. Lecieliśmy nad śpiącym jeszcze Göreme, a w oddali podziwialiśmy majestatyczną górę Erciyes (3916 metrów). Jednocześnie obiecałam sobie, że pewnego dnia przyjadę tu na narty.
Zbliżyliśmy się do Uçhisaru, miasteczka charakteryzującego się wznoszącym się tu zamkiem, oczywiście wykonanym w wyrastającej skale. Po drodze mijaliśmy romantyczną Dolinę Miłości i mogącą irytować krakowiaków, Dolinę Gołębi.
Właśnie wtedy Halis poprosił byśmy spojrzeli na wschód. Wzniósł balon o kolejne kilka metrów i wschodzące słońce oświetliło nasze twarze, a przede wszystkim – oświetliło Kapadocję. Oświetliło gołębniki, grzyby skalne i bajeczne kominy. Halis spytał czy chcemy jeszcze raz. Opuścił balon. Ponownie nastał półmrok. A potem znowu w górę i zdziwione słońce spytało, jakim prawem igramy z jego mocą. Chyba prawem księżycowej krainy. Prawem Kapadocji.
Przybliżyliśmy się jeszcze do kilku skał. Zajrzeliśmy ludziom w okna, dotknęliśmy jednego czy dwóch kominów, a w końcu bezpiecznie wylądowaliśmy na kawałku pola. Na miejscu czekał już na nas śniadaniowy szampan i pamiątkowy certyfikat.
Lecieliście kiedyś balonem? Ja się wychowałam w bardzo balonowym Lesznie. Jednak dla mojej współtowarzyszki było to pierwsze tego typu doświadczenie. I chyba nie mogła lepiej trafić. Nie dość że balon, nie dość że wschód słońca, to jeszcze Kapadocja. Czy da się wspanialej?
Za ufundowanie przelotu dziękuję Voyager Balloons. Byliście cudowni!
Agnieszka Ptaszyńska, autorka bloga podróżniczego Zależna w podróży
Odpowiedzi
To naprawdę świetna sprawa
Wysłane przez piosharks w
Gratuluję wspaniałego przeżycia! I przy okazji gratuluję ciekawego blogu.
Niemal dokładnie 4 lata temu miałem tę przyjemność przelecieć się w Kapadocji balonem z firmą Göreme Balloons. I znowu, tak zupełnie przy okazji, dziękuję za ufundowanie przelotu ... sobie. Miałem węża w kieszeni, ale na szczęście niejadowitego, więc jakoś udało się wyłuskać trochę kasy na ten lot.
Relacja
Wysłane przez lukroman w
Poniewczasie - bo głos już oddałem - chcę podziękować za wspaniałe zdjęcia z tej "wyprawy" Są one najlepszą reklamą lotów nad Kapadocją, aż się chce też tego zażyć ! Jeśli nie były obrabiane, tylko są takie a'vista - to czapkuję do ziemi. A jeśli były, to też :) Aż dziw, że "ankieterzy" pomijają Twoją relację, to jakoś niesprawiedliwe...