O czasy, o obyczaje! Czyli o upadku bogów reportażu

Dziwne i straszne czasy nastały dla polskich reporterów. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że w przeciągu ostatnich trzech tygodni trzech szanowanych dotąd przeze mnie reporterów objawiło się w moich oczach z zupełnie innej, nieprzyjemnej strony. Ponieważ wszystkie trzy przypadki mają związek z podróżowaniem, pozwolę sobie publicznie ponarzekać na obecne standardy polskiego dziennikarstwa.

Kot jak człowiek, też się musi utrzymać

Na pierwszy ogień trafił Jacek Hugo-Bader, niezmiernie przeze mnie ceniony reporter, którego do niedawna kojarzyłam głównie z tekstów traktujących o terenach byłego ZSRR. Niedawno ukazała się jego nowa książka - Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak - relacjonująca przebieg wyprawy, której celem było odszukanie ciał polskich himalaistów, Tomasza Kowalskiego i Macieja Berbeki. Hugo-Bader przyłączył się do tego przedsięwzięcia, organizowanego przez Jacka Berbekę, brata zmarłego Macieja Berbeki, a swoje przeżycia i przemyślenia opisał w formie książkowej.

Główna burza, która przetoczyła się po tej publikacji przez polskie media, dotyczyła konfliktu między Jackiem Hugo-Baderem a Jackiem Berbeką. Ten drugi oskarżył reportera o wiele nieścisłości, przekłamań i snucie fantazji nie znających potwierdzenia w faktach. Padł również pod jego adresem ciężki zarzut, że w wysokich górach „zachowywał się jak turysta”. Z innej strony - Jacek Hugo-Bader bronił się, twierdząc, iż pełnił tylko rolę reportera [1]. Trudno tu rozstrzygać, kto ma rację - zapewne, jak to zwykle bywa, leży ona gdzieś pośrodku.

Dla mnie jednak największym rozczarowaniem okazała się zupełnie inna kwestia związana z książką Hugo-Badera. Otóż ten dziennikarz znaną metodą kopiuj-wklej zamieścił w niej fragmenty tekstu, który ukazał się na łamach Tygodnika Powszechnego. Co gorsza, nie raczył podać źródła, z którego swobodnie czerpał. Autorzy owej publikacji, Bartek Dobroch i Przemysław Wilczyński, poczuli się oczywiście urażeni, a ich zarzuty zostały poparte analizą kancelarii adwokackiej. Cóż, zdarza się najlepszym - może zawiniła korekta, może zmęczenia reportera lub zdarzająca się najlepszym niechlujność. I tutaj dochodzę do sedna sprawy - jaka powinna być właściwa reakcja osoby dopuszczającej się takiego zapożyczenia?

Wydawało mi się, że tylko jedna - wyrażenie żalu, ewentualnie związane z propozycją zadośćuczynienia. Tymczasem Jacek Hugo-Bader owszem, przeprosił, ale zarzut popełnienia plagiatu zbagatelizował słowami "To nie plagiat na litość Boską - chodzi o kilka zdań, sześć, dziewięć... Podobnych. Może to tylko nonszalancja, niechlujstwo? Albo nieświadoma inspiracja? Może poniosła mnie materia?" [2]. Co ciekawsze, w swoich tłumaczeniach wspomina złą karmę i klątwę, która rzekomo wisiała nad jego książką od momentu, gdy wpadł na pomysł jej napisania. Jeżeli poważny, jak sądziłam, reporter, podaje takie wyjaśnienia, to mój świat nigdy już nie będzie taki sam.

Drugim chętnym w kolejce do zdjęcia mi z oczu zasłony naiwności, która pozwalała mi w cynicznym świecie dziennikarskim doszukiwać się resztek przyzwoitości i kultury osobistej, jest Mariusz Szczygieł. Tak, to ten pan od słynnego reportażu Onanizm polski, jak również autor wielu reportaży poświęconych w szczególności Czechom i laureat wielu nagród. Gdybym była początkującym autorem reportaży, to pewnie marzyłabym o pochlebnej recenzji z jego strony. Tak byłoby jeszcze do niedawna, teraz wolałabym uniknąć takiego zaszczytu.

Skąd taka zmiana zdania? Zaczęło się niewinnie, od lektury wywiadu z Aleksandrą Gumowską, która napisała ciekawie się zapowiadającą książkę Seks, betel i czary. Życie seksualne dzikich sto lat później, wydaną przez Znak. Reporterka spędziła przeszło miesiąc na wyspach Trobrianda, leżących na Morzu Salomona i należących administracyjnie do Papui-Nowej Gwinei. To na tych wyspach prawie sto lat temu przez dłuższy czas mieszkał polski antropolog Bronisław Malinowski. Wiele osób zapewne kojarzy to nazwisko z zatytułowanej chwytliwie książki Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji, poświęconej obyczajowości i zwyczajom mieszkańców Trobriandów.

Aleksandra Gumowska, idąc w ślady Malinowskiego, postanowiła sprawdzić, co się od czasów jego pobytu na wyspach zmieniło, a co pozostało po staremu. Autorka posiadała zresztą znakomite przygotowanie merytoryczne do podjęcia takiej próby, bowiem studiowała antropologię kulturową. Jej książka zebrała wiele pochlebnych opinii, a na poświęconej jej stronie na portalu wydawnictwa Znak można przeczytać wypowiedzi tuzów polskiego dziennikarstwa, w tym Wojciecha Jagielskiego i Mariusza Szczygła. Co miał do powiedzenia o książce pan Szczygieł? Przeczytajmy sobie wspólnie: "Podejrzewam, że Kapuściński podskoczyłby z zachwytu. Zawsze marzył o podróży śladami Malinowskiego, miał ją w planach. Potem nie pozwoliły mu na nią siły. A ja liczyłem na to, że któryś z reporterów wykona jego plan w zastępstwie. Nie sądziłem, że będzie to kobieta, a do tego krucha Ola, którą znam od lat" [3].

Przepraszam bardzo, że co? Czemu dziwi się Mariusz Szczygieł - temu, że to kobieta, w dodatku "krucha", wybrała się na Trobriandy i swoje wrażenia opisała? A gdyby zamiast niej dokonał tego postawny mężczyzna, to książka miałaby inne znaczenie czy wartość? Słowo "krucha" kojarzy mi się niezbyt sympatycznie ze "słabą płcią" lub z nawoływaniem wieszcza Mickiewicza "Kobieto! puchu marny! ty wietrzna istoto!" [4]. Wydawało mi się, że mamy już XXI wiek, a nie początki XIX, i walka o równouprawnienie kobiet jest już dawno rozstrzygnięta. Najwyraźniej grubo się myliłam.

Co więcej, sama Aleksandra Gumowska wydaje się nie za bardzo wiedzieć, jak odnieść się do słów Szczygła. Zapytana o to w wywiadzie odpowiada: "Nie wiem właściwie dlaczego tak napisał, trzeba się Mariusza zapytać, dlaczego sobie wyobrażał, że to powinien być mężczyzna" [5]. Jeżeli moja praca miałaby być oceniana przez pryzmat płci, to ja bardzo dziękuję, na taki układ się nie piszę.

Na koniec zostawiłam sobie kwestię Maksa Cegielskiego, przy którym najbardziej zbliżamy się do kwestii tureckiej, bo w końcu piszę na portalu poświęconemu takiej tematyce. Cegielskiego znałam do tej pory z bardzo miłej strony, czyli jako autora książki Oko świata. Od Konstantynopola do Stambułu, którą zrecenzowałam w naszym kąciku czytelniczym. Tymczasem dzisiaj miałam okazję poznać tego dziennikarza z innej strony, jako "badacza tematyki podróżniczej", jak głosi notka biograficzna pod jego artykułem Rozmowy przed odlotem [6].

Czego dowiadujemy się z tego tekstu? Na przykład, że "Im bardziej masowe jest podróżowanie, tym większa potrzeba indywidualnych, niezorganizowanych wyjazdów" albo że "W pogoni za wolnością tacy jak ja i inni przybysze z Zachodu stają się niewolnikami przewodników Lonely Planet, których pełno na terminalu lotniska" [6]. Pierwsze stwierdzenie poraża dogłębnością, zwłaszcza, że pada z ust osoby podającej się za badacza tej tematyki. Co gorsza, wnioski wysnuwa autor na podstawie kilku rozmów przeprowadzonych z podróżnikami na lotnisku. Ubolewa przy tym nad brakami w ich wykształceniu, nad tym, że nie słyszeli o Grand Tour czyli podróży podejmowanej przez młodych europejskich intelektualistów w XVII i XVIII wieku. Rejestruje natomiast oburzenie swoich rozmówców, gdy cytuje im słowa Zygmunta Baumana, który twierdzi, iż podstawowa różnica między turystą a włóczęgą polega na braku przymusu podróżowania w przypadku turysty [7].

Nie wiem, jak Wy, ale gdyby na lotnisku zaczepił mnie nieznany człowiek, pytając o moje poglądy dotyczące filozofii ponowoczesnej, to pewnie bym coś mruknęła na odczepnego i oddaliła się szybkim krokiem. Lotnisko nie jest miejscem do prowadzenia dyskusji dotyczących kondycji współczesnego świata, ani do zbierania materiałów badawczych. Ludzie są czujni, często nerwowi i podejrzliwi, wiadomo, czekanie na lot, troska o bagaże, presja czasu nie sprzyjają dogłębnym analizom. Tylko tego jakoś Cegielski nie dostrzega, snując rozważania na poziomie studenta pierwszych lat antropologii czy socjologii, który właśnie zachłysnął się dziełami takich mistrzów jak Bauman czy Lévi-Strauss.

Natomiast co do tezy dotyczącej bycia niewolnikami Lonely Planet czy jakiegokolwiek innego przewodnika, to większej bzdury dawno nie czytałam. Dobrze dobrana literatura podróżnicza, w tym przewodniki, to podstawa, na której turyści budują własne doświadczenia. Aż tyle i tylko tyle, demonizować nie trzeba, pewnie lepiej by na tym wszyscy wyszli, gdyby rozmówcy Cegielskiego, zamiast dać się wciągnąć w dyskusje na lotnisku poczytali następną książkę, nawet jeżeli miałby to być przewodnik Lonely Planet.

Jakie wnioski można wysnuć z przytoczonych powyżej przypadków? Moim zdaniem widać tu wyraźnie, jak zaciera się granica pomiędzy profesjonalistami a amatorami. Wiele blogów osiąga obecnie najwyższy poziom rzetelności dziennikarskiej, a zawodowi reporterzy popełniają błędy, o które można by posądzić początkującego pisarza, ale nie uznanego i nagradzanego twórcę o bogatym dorobku. Być może jest to oznaką nadmiernej pewności siebie, tej greckiej hybris, która doprowadziła do upadku niejednego bohatera, któż to wie?

Bibliografia

Powiązane artykuły: 

Odpowiedzi

To proste: okraszaj suche

To proste: okraszaj suche fakty zjadliwym, drażniącym komentarzem, wycinaj i wklejaj cudze zapiski, pisz nieprawdy, półprawdy i zmyślenia - niewinnie, tylko dla ubarwienia narracji, myl miejsca i zdjęcia, zamieszczaj fałszywe nazwy hoteli, ich adresy oraz krytykuj autorów innych przewodników, touroperatorów, a przede wszystkim Turków jako takich, a jako muzułmanów zwłaszcza !!! Szybko doczekasz się gorących dyskusji :)))

nie szowinistyczne nastawienie do świata...

a skąd się wzięło owe przyplątanie do księży ...

jakaś namiętność nieutulona ?

co ma piernik turystyczny do wiatraka kościelnego ?

Cytuję o co tańcuje ...

"Żeby stać się wolnym, trzeba być odważnym wewnętrznie, a nie tchórzem, który buduje swoje poczucie wartości obrażając innych."

Może by tak odwrócić wartości zapisując:

Żeby stać się wolnym zewnętrznie - a nie bohaterem trzepaka podwórkowego - trzeba mieć odwagę wystawienia swojej osobowości naprzeciw wszelkim trudom dnia codziennego a nie jeno PR bajerom...

 

Za ostro, zbyt personalnie, niestety :(

W wypowiedzi o takim tonie ginie meritum dyskutowanej sprawy. Zaczepki "ad personam" wywołują frustrację rozmówców i niewiele wnoszą. Praca do wykonania jest z charakteru pozytywistycznej pracy u podstaw, zbyt mocne tony nie pomogą i niczego nie wytłumaczą. P.S. Inteligencja rozumiana w sposób klasyczny nie wydaje mi się być skorelowana z posiadaniem lub nie poglądów szowinistycznych, na co wiele mamy dowodów na scenie politycznej.

właśnie ... :(

Witam

Bardzo obawiam się ,że ta arcyciekawa dyskusja przeradza się powoli w charakterystyczny dla „zwykłych” portali internetowych zbiór pyskówek , wzajemnych inwektyw, publicznego leczenia kompleksów , domorosłej psychoanalizy i nie daj Bóg politykierstwa i całego z tym związanego polskiego piekiełka (kto jest z jakiego „matecznika ” itd.) Wydaje mi się ,że mój ulubiony od X lat portal o PODRÓŻOWANIU po ( i o) Turcji dużo straciłby wikłając się w tego typu „publicystykę” .

Pani Iza wywołała nie małe poruszenie tym wpisem. Mogę zrozumieć skąd się to wzięło, (bo pisała o zjawisku kradzieży własności intelektualnych już wcześniej) i w pełni się z tym zgadzam. Jak widzę, zdania co do faktu czy i jak sprawa została wyjaśniona pomiędzy stronami konfliktu (chodzi o JHB i TP) bardzo się różnią i pewnie nie dowiemy się jak było naprawdę. Nie mnie wydawać wyroki a i nie czuję się kompetentny, aby oceniać ludzi, mogę tylko oceniać to, co tworzą i to wyłącznie subiektywnie. Osobiście boję się jednoznacznych wyroków wydawanych z pozycji Wszechwiedzącego. Mnie pisarstwo JHB odpowiada – nie czytam reportaży jak ogląda się wieczorne wiadomości telewizyjne. To jednak jest pisarstwo przepuszczone przez konkretnego człowieka. Notabene to w tych wiadomościach z pierwszych stron gazet i wiadomości telewizyjnych jest więcej konfabulacji, ubarwień i szukania sensacji. To chyba Wojciech Jagielski pisał o „korespondentach wojennych” wysyłających w świat swoje relacje z dachu 5 gwiazdkowego hotelu z drinkiem w ręce …

W dzisiejszych czasach gdy każda wypowiedź trafia niemal natychmiast do Internetu do ogromnego grona czytelników trzeba bardzo uważać co się mówi nawet w dobrej wieże bo potencjalne grono osób mogących poczuć się personalnie dotkniętych statystycznie gwałtownie wzrosła. W większym stopniu takiej „uwagi” oczekujemy od ludzi znanych, których jak nam się wydaje „znamy”, bo przeczytaliśmy kilka ich książek czy byliśmy na spotkaniu autorskim i budujemy w głowie jakiś Ich obraz. W końcu dochodzi do tak absurdalnych sytuacji gdy osoba wywołana do tablicy musi tłumaczyć się ,że nie TO miała na myśli , udowadniać ,że „nie jest wielbłądem” ?!

Nie znam całości tego artykułu Cegielskiego, o którym mowa, ale przytoczone fragmenty nie dają mi podstaw do poparcia Pani zarzutów Pani Izo. Czytam to trochę inaczej. Jest to pokłosie toczącej się już od jakiegoś czasu dyskusji na temat „prawdziwego podróżowania”, różnic pomiędzy tzw. turystyką masową a podróżnikami. W dzisiejszych czasach, gdy „wycieczka” do Amazonii nie stanowi żadnego problemu gdzie organizowana jest „turystyka wojenna”, gdzie emeryci są przewożeni przez Antarktydę czy wnoszeni w Himalaje i każda z tych osób nazywa siebie podróżnikiem strasznie się to słowo zdewaluowało. Nawet nie słowo tylko profesja. Ja nie widzę w tym niczego złego ale ludzie którzy przed laty wybierali się w podróż w nieosiągalne dla szarego zjadacza urlopu rejony np. Pakistanu uważali się (tak mniemam) ze grupę elitarną. A dziś ta ich elitarność rozmywa się w masowym podróżowaniu. Na moim ukochanym portalu TwS nie raz czytałem takie trochę pobłażliwe opinie pod relacjami z wakacji w hotelach 5* w Turcji wyrażanych przez podróżników/turystów (?!) wkładających w swoje podróżowanie trochę więcej wysiłku . Czy to nie to samo?

Chodzę trochę po górach. Wygląda to tak, że biorę mapę ze szlakami i decydujemy gdzie dziś idziemy. Nie raz myślałem o ludziach, Taternikach XIX wiecznych wytyczających te trasy. Jak to było decydować którędy iść po raz pierwszy, którą drogą i dlaczego? Dla mnie ekipa TwS jest (są) takimi pionierami wytyczającymi nowe szlaki w Turcji. Ale 99 % pozostałej część turystów idzie już wytartymi szlakami. Kupuje świetny Przewodniki Turcji w Sandałach i podąża tą przetartą już drogą. Ja tak robię. Czy brak mi pasji odkrywania czy po prostu jestem zbyt leniwy? W pewnym sensie jestem niewolnikiem wygodniejszego sposobu zwiedzania, staję się niewolnikiem przewodnika, bo jestem leniwy. Bo mam tam podane jak i gdzie pojechać gdzie zaparkować gdzie spać i gdzie zjeść. To nie jest zarzut tylko stwierdzenie faktu. A gdyby tak się cofnąć do XIX wieku i samemu spróbować wytyczać nowe szlaki … ….hmmmmm… No, ale po co się męczyć, tracić czas jak mam przewodnik.

Rozpisałem się troszkę. Nie odzywałem się słowem od lat kilku to ciut nadrobiłem. Pozdrawiam całą ekipę TwS , stałych i przypadkowych bywalców

Rob.

Miło się czyta i cieszę się, że wrócił do nas Rob!

Bardzo zrównoważony wpis i serdecznie za niego dziękuję. Co do całego zamieszania i dyskusji tutaj, to szczerze przyznaję, że się nie spodziewałam aż tak szerokiego odzewu. Pisałam o tym, co mnie poruszyło w przeciągu ostatnich tygodni, w świecie reportażu i podróży, a przy okazji - wywołałam niezłe zamieszanie na TwS-ie. Może nie jest to najodpowiedniejsza platforma na tego typu felietony, ale czasami mam potrzebę napisania czegoś innego niż długie opisy kolejnych zabytków. Potrzebuję najwyraźniej od czasu do czasu wprowadzić tutaj trochę ruchu i zamieszania, a przy okazji - zwiększyć poczytność portalu. Któż to wie - może parę osób trafiło tu dzięki tej dyskusji, a zostanie na dłużej? Mam taką nadzieję.

Krótkie wyjaśnienie co do tekstu Maksa Cegielskiego (do którego link jest w bibliografii pod moim felietonem - można przeczytać w celach informacyjnych): o sporze i niekończących się rozważaniach na linii: wczasowicz-turysta-podróżnik-odkrywca wiele już napisano i nie chciałabym tutaj tego ciągnąć. Najbardziej zdenerwowało mnie swobodne korzystanie przez M.C. cytatami z Baumana, Levi-Straussa oraz taki przeintelektualizowany ton wypowiedzi, skrywający, moim zdaniem, płyciznę rozważań autora.

Zabieram się do dalszej pracy u podstaw i tworzenia kolejnych cegiełek do budowy portalu TwS. Może tym razem będzie coś o pd-wschodniej Anatolii? Tam łatwiej poczuć się jak "rasowy podróżnik". Pozdrawiam serdecznie!

:)

Też nie widzę sensu w wymyślaniu. Ale przecież w zmyślaniu informacji to lukromanie jesteś doskonały. Nie kokietuj tak swoją skromnością. Przecież widać, że jak nie masz argumentów, to zaczynasz zmyślać. 

A że do tacy Cię ciągnie, to się wcale nie dziwię. Takie przyzwyczajenie, prawda? 

No i trafiliśmy do Dużego Formatu :)

Na szybko, bo z drogi przez Kampanię, chciałam poinformować dyskutantów, że moje rozważania i Wasze komentarze znalazły oddźwięk w felietonie Mariusza Szczygła w Dużym Formacie, zatytułowanym, przewrotnie: Podniecająca twarz Szczepana Twardocha.

Z jednej strony nie ukrywam, że cieszy mnie zarówno ta chwilowa sława, jak i to, że udało mi się skłonić pana Szczygła do chwili refleksji... Z drugiej strony nie byłabym sobą, gdybym jakiejś szpilki nie wetknęła. Pisze pan Szczygieł z apelem do kobiet tymi słowami: "Kobiety! Świat od dawna stoi na głowie. Jeśli chcecie, żeby było normalnie, to Wy musicie tę głowę chwycić za włosy i odwrócić we właściwym kierunku. Zachowujcie się tak samo jak faceci! Mówicie i piszcie szczerze: "Kiedy patrzy się na zdjęcie Szczepana Twardocha, natychmiast chce się sięgnąć po jego książkę i sprawdzić, czy jest tak podniecająca jak jego twarz".

Czemu miałybyśmy się tak zachowywać? Ja cały czas apeluję o profesjonalną ocenę osiągnięć zawodowych, nieskażoną płciowymi stereotypami. Mam również nadzieję, że jest wielu mężczyzn, którzy też tak chcą postępować.

Post scriptum będzie osobiste, w stylu noża w brzuchu: Szczepana Twardocha znam osobiście i to, jak sądzę dość dobrze - chodziliśmy do tego samego liceum i na tą samą uczelnię, braliśmy udział w tych samych wykładach i dyskusjach. Kiedy patrzę na jego zdjęcie, to ostatnią sprawą, jaka przychodzi mi do głowy jest jego urok seksualny (którego nawet przy dobrych wiatrach nigdy nie zauważałam). Natomiast dobrze pamiętam jego mizoginistyczne wypowiedzi i postawę, która w każdym momencie wyrażała ogromną pogardę dla kobiet jako istot służebnych i upośledzonych umysłowo.

Dodatkowa uwaga - jakaż to przewrotność kazała panu Szczygłowi nadać tytuł związany ze Szczepanem T., a nie z Izabelą M., która zainspirowała go do napisania tego tekstu? Czyżby podniecająca twarz kruchej Izabeli okazała się zbyt groźna?

Pani Izo,ja chyba teraz muszę

Pani Izo,

ja chyba teraz muszę zadać Pani osobiste pytanie. Może Pani nie odpowiadać, ale ono mi się ciśnie na usta. Otóż chcę spytać, czy Pani jest osobą dowicpną i ma poczucie humoru? Bo zaczynam podejrzewać, że nie. Mam wrażenie, że wszystko bierze Pani jakoś tak wyjątkowo poważnie i traktuje bardzo zasadniczo. Czy umie Pani na luzie podejść do czegoś? (Mam nadzieję, że tak). Moje wezwanie do kobiet było DOWCIPEM. Ten felieton jest zbudowany tak, że najpierw przyznaję się do popełnionego błędu, do faux pas i to jest poważne, a potem kończę to śmieszną propozycją.

(Chociaż szczerze mówiąc feministki w latach 60., np. francuskie podobnie się zachowywały - stosowały zachowania równoległe: klepały facetów w pracy w tyłek, komentowały na głos ich wypukłości w rozporku itp. Ale nie weszło to - o ile wiem - do piśmiennictwa, jak ja proponuję :)).

Tytuł nadała redakcja i jest bardzo dobry.

Pani propozycję, żeby w tytule było Pani nazwisko traktuję jako żart. I to mi przywraca wiarę, że jednak ma Pani poczucie humoru.

(Gdyby ktoś nie wiedział, nie czytał felietonu, to tylko informuję, że  tytule musiał być mężczyzna a nie kobieta, ponieważ moja śmieszna propozycja brzmiała, żeby także pisząc o dokonaniach mężczyzn, traktować ich niemerytorycznie i pisać: "on jako przystojny brunet powinien wiedzieć, że..." itp.).

Panie Mariuszu pan tu sobie

Panie Mariuszu pan tu sobie dowcipkuje a tymczasem my u mamy wojnę kulturową.

Może i córy rewolucji sa inteligentne ale o poczucie humoru chyba nie mozna ich podejrzewać.

 

Do naszego, sprytnego Blondi

Panie Mariuszu, 

bardzo zabawnie Pan napisał swój felieton. Tytuł też jest szokująco zabawny. Nie wiem tylko, czy równie zabawny jest dla pana Szczepana Twardocha, który na przedstawionej fotogafii wygląda (delikatnie mówiąc) jak jakiś zboczeniec i kryminalista, a nie podniecający dla kobiet amant. Ale przypuszczam, że pan Szczepan sam zdecyduje czy to go bawi czy nie. :)

Spodobała mi się Pana propozycja, dlatego od razu zareagowałam.

Panie Mariuszu - jak Pana nie lubić? Ma Pan taki zgrabny tyłek i jest Pan naszym blondi. Aż dziwię się, że to Pan tak sprytnie z tego wybrnął, pisząc taki przewrotny artykuł. Takiej błyskotliwości bardziej spodziewałabym się po jakiejś inteligentnej kobiecie, a nie po facecie. :):)

Serdecznie, 
Maja

Pani Maju,na próżno się Pani

Pani Maju,

na próżno się Pani wysila, obawiam się. Ani poczuciem humoru, ani elokwencją, ani tym bardziej umiejętnościa zgrabnego prawienia subtelnych komplementów nie ma Pani szans dorównać Panu Mariuszowi. A bez tych przymiotów - niestety - Pani złośliwość idzie w dużej mierze na marne. Ale proszę nie tracić nadziei - ćwiczenie czyni mistrza. Powodzenia! 

Ech... ja chyba też się już pożegnam.  Ten portal podobał mi się dużo bardziej jako portal wiadomości o Turcji, niż jako forum wymiany poglądów na temat gender i kwestii pokrewnych. Nie dziwię się Panom, że nie mogą się dopatrzeć u Pań poczucia humoru... a przykład Pani Mai pokazuje, jak łatwo stracić proporcje i się zagalopować w obronie swoich jedynie słusznych poglądów.

No cóż. Wolę się pożegnać, niż przeczytać kolejną "recenzję" twórczości, dajmy na to, takiego Wańkowicza. Ten ci dopiero  był szowinistyczną męską.... no, ale za jego czasów, na szczęście, nie palono za to na stosie. A teraz? O czasy, o obyczaje....

:)

Szanowy Panie/Pani Pauli75, 

ja nikomu nie próbuję dorównać. Skąd taki pomysł w Pana/Pani głowie. Ja doskonale się bawię, tak jak każdy tutaj - sam się śmieje z własnych żartów. Nie rozumiem po co taki patos w Pana/Pani komentarzu. Więcej luzu. :)

Pani, Pani. Nie jestem Panem.

Pani, Pani. Nie jestem Panem. 

A poczucie humoru mamy najwyraźniej zupełnie niekompatybilne.  W moim odczuciu - śmianie się z własnych żartów zupełnie o nim nie świadczy...  

Słowo "patos" chyba również rozumiemy odmiennie, bo ja go nijak u siebie nie widzę. Chyba, że za przepełniony patosem uzna Pani cytat z nadanego temu wątkowi przez jego autorkę tytułu. 

Życzę Pani więcej luzu w podejściu do kwestii płci! 

I żegnam się, tym razem na dobre.

Tyłek tak

Tyłek mam zgrabny, Pani Maju, ale brzuch mi rośnie, tzw. ciąża spożywcza (jak mawia Hanna Bakuła). Będę nad sobą pracował pod każdym względem.

U literata tyłek najważniejszy

Panie Mariuszu, no już nie czepiajmy się szczegółów, czyli brzucha. Tyłek super. Twarz i błysk w oku: seksi. 
No ale oczywiście jak Pan popracuje nad brzuchem, to odbiór Pana słów i literatury będzie jeszcze lepszy. :) 

(Choć i tak jest znakomity.)

No to sam sobie pan odpowiedział...

...panie Mariuszu, na pytanie o moje poczucie humoru. Niestety nie mam go ani za grosz, za długa była kolejka jak go rozdawali, a ja jestem też z natury leniwa. Stanęłam tam, gdzie były pustki - okazało się, że rozdawano inteligencję i logikę.

Zresztą sam Pan widzi, jak moje rozważania o niewinnym stwierdzeniu w recenzji książki pani Oli wywołały lawinę zdarzeń, całkowicie poza moją kontrolą i pojęciem. Felieton w DF przyniósł mi więcej odzewu i chwilowej sławy niż sześć lat mrówczej pracy nad tym portalem - chyba jestem winna Panu podziękowania/piwo - do wyboru.

Jeżeli chodzi o tytuł felietonu to bardzo przepraszam, ale samo przywołanie Szczepana T. wywołuje u mnie chęć mordu. Niechcący, jak podejrzewam, trafił Pan w bardzo czuły punkt, bo tego mizogina znam dość dobrze osobiście, nie napiszę, że od przedszkola, ale od czasów licealnych przez studenckie i ostatnią moją reakcją na widok jego twarzy byłaby chęć zdzierania z niego odzieży w celach seksualnych.

Wrzenie?

Pani Izo, znam takie, co szaleją na jego punkcie.

Piwo chętnie, choć jestem uczulony na drożdże piwne, więc może wino? A może wino z kawą? A jak tak, to może we Wrzeniu świata? A jak już da się Pani zaprosić, to może by Pani u nas kiedyś zrobiła wieczór o Turcji?

Pozdrawiam serdecznie.

Mój mail jest na mojej stronie www.mariuszszczygiel.com.pl (nie chcę tu wpisywać, bo roboty komputerowe mi go złapią i zaspamują).

Ależ się podziało tutaj!

Nie mogę sobie odmówić komentarza. Podróżowalam zarówno w towarzystwie jak i sama. I doświadczyłam zasadniczej różnicy. Podróż jest zupełnie inna gdy kobieta jest sama w kraju o innej kulturze. Jest inaczej postrzegana niż mężczyzna i w związku z tym natknie się na sytuacje i problemy z tym związane. W pewnych sytuacjach bycie kobietą będzie pomocne, w innych bardzo kłopotliwe i ograniczające. Wydaje mi się to oczywistością. I rzeczywistością. Są miejsca, w które sama po prostu nie pojadę. Przenigdy.

Strony