Turcja 2011 - skromna relacja -wojaż autkiem by jacky & maryla...

witam,

otwierając wątek zaprosiłem do pomocy w dopracowaniu niektórych naszych detali wojażu...

acha...  zapomniałbymprzedstawiamy się ...

 

naszą mocną inspiracją była wyprawa AD 2009 do Kapadocji...

bylismy pełni niedosytu Turcji...

i na rok 2011 zaplanowaliśmy - troszkę powędrować na trasie po Bałkanie i samej Turcji...

a potem pobyczyć się na plaży w Kizkalesi...

pytanie dlaczego tak i tam ?

no cóż - starzejemy się i lubimy wygrzewać stare kości w ciepełku...

i to zapewnia nam właśnie Kizkalesi...

a tradycyjnie jak co roku pojechaliśmy nową trasą, niestety - mało jest o niej w przewodnikach - stąd  starałem się pozyskać pomoc z sieci, liczyłem na bywalcow TwS...

w kolejnych wpisach podajemy więcej detali...

teraz tylko zarys planu...  a potem w detalach jego realizacja... 

1. termin startu na 3 tygodniowy wypad zaplanowałem na 27 sierpnia...

2. trasa tradycyjnego włóczenia się - przy sprzyjającej pogodzie - via SK, HU, RO i BG - wjazd do TR przez Małko Trnovo / Derekoy...

a potem: Istambuł ( bez zatrzymywania się ), Izmit, Golcuk, tutaj dwie opcje ( albo Yalova albo Iznik - tam z 2 noclegi ), Bilecik, Bozuyuk, stamtąd dwie opcje ( detale później ), Cay, Konya, Mut, Silifke, Kizkalesi...

chciałem trasę przejazdu wykorzystać do sensownego zwiedzania, niestety wszelakie przewodniki są więcej niż skromne...

w sieci tureckiej też niewiele udało mi się zdobyć...

ahoy...  ( eee - jak to jest po turecku ? )...  teraz już wiem - jednym z odpowiedników jest merhaba... 

Fora: 

odcinek szesnasty...

na liczniku gdzieś - cuś liczba zbliżona do 20 DDW...

a w pracy zaharowanym...

i tak tego nikt nie widzi...

a w firmie tego lata coraz więcej osób odchodzi...

i szkoda...

bo już nabrały praktyki...

a ja co ?

trochę powalczyłem rękami zaprzyjaźnionego mechanika z Fiata ze światłami mojej Xsarci....

jeszcze bardziej zaprzyjaźniony mechanik z swoim ocem poradził coby w przypadku nadzwyczaj powielających się awarii ( spalania się ) żarówek - dokonywać zmian parami...

ponoc żarówki głównego szeregu z serii H7 mają silna tendencję do spalania się...

od ubiegłego widząc niską akceptację dla przepisu używalności świateł dziennych poczynając od Romkowa - w tym samym zakresie zeruję używalność owych lampek w swoim autku od tej granicy państwowej...       

A może... czyżby... jakiś

A może... czyżby... jakiś Wasz dzień na wybrzeżu BG, nie nakłada sie na Nasz dzień na wybrzeżu BG? Gliwice - Dąbrowa G. daleko na piwko, wiec może wybrzeże BG będzie bliższe ? :>

bułgarska bira...

jak najbardziej...

nasz projekt przewiduje przejazd wzdłuż wybrzeża co najmniej na odcinku od Varny do Careva w okolicach 28-29 sierpnia oraz w drodze powrotnej między 15-16 września.

Nie spiesząc się zajrzymy na zakupy do Metro w Burgas a noclegowni będę upatrywać między Obzor a Małko Trnovo wedle reguły zajmowania kwatery 1,5 godziny przed zmrokiem...

a swoje dziuple mamy w Obzorze, Czernomorcu, Łozeńcu - do M.Tyrnovo dopiero czynię rozeznanie...

w zależności od pogody i zatłoczenia będzie to tylko jedna nocka lub dwie... 

a jak dwie - to i rakijka będzie w choro... 

wyprawa

skromne pytanko - dlaczego nie przez Ukrainę?? pozdrawiam

dlaczego nie przez Ukrainę ??

proste jak drut...

tamtejsze drogi grożą naruszeniem stanu zawieszenia naszych autek...

a czas oczekiwania na przejściach granicznych oraz procedury celne z czasów komuny doprowadzają do szału...

chyba, że ktoś mieszka w strefie przygranicznej i dość często przekraczając granicę nabrał znakomitej wprawy...

szczególnie w kontaktach z celnikami i pograniczkami oraz wie i może w jakich godzinach najlepiej pojawić się na pogranpunkcie...    

odcinek osiemnasty...

a na liczniku - 17 DDW...

temperatura rośnie...

ale w moich komórkach i sieciowej wymianie informacji...

małe zmartwienia to sygnały w uzębieniu, kroi się wizyta u chirurga stomatologa pachnąca usuwaniem prawej górnej siódemki, bo ósemki chyba już poszły spać...

na cmentarzysku historii...

dzisiaj otrzymałem smsa od Joasi, właśnie przejechali trasę transfogarską...

i są zachwyceni...

co prawda upewniałem się co do 2 odcinków - jeden to wiodący wedle Tokaju a drugi wedle tranzytu od VamaVeche/Durankułak do Bałcziku...

na razie nie ma narzekania - czyżby lokalne służby drogogowe tak szybko wykonały plan i pokryły trasę nowymi dywanikami asfaltu ?

odcinek dziewiętnasty...

bo na liczniku DDW 16...

właściwie w pracy czynię porządki, tak, by w czasie mojej nieobecności koleżanka mnie zastępująca mogła uporać się z niespodziewanymi sytuacjami...

do zakupów wyjazdowych też mam sporo czasu - na liście jest kilka zupek chińskich, kilka pasztetów i kilka zgrzewek wody mineralnej, mogą poczekać do ostatniego tygodnia przed wyjazdem...

wodę mineralną ( jesteśmy zwolennikami wysoko zmineralizowanych z ujęć w Muszynie i Piwnicznej ) kupuję w butelkach 1,5 l - to na konsupcję w miejscach zakwaterowania oraz w mniejszych ca 0,5 do 0,6 - jako podręczne do konsupcji kierowcy podczas jazdy...

a maryla sobie szykuje swoje szatki - na okoliczność wieczornych spacerów...   też ma solidny problem do rozwiązania...

 

:-))))

Po co wozić to całe zarcie. pasztety w upale spuchna. Chińskie zupki to czysta trucizna. Rozumiem, że nie każdego stać na stołowanie sie w knajpach przydroznych ale czy nie lepiej poprobowac lokalnych przysmaków. Teraz jest sezon owocowy. No i warzywa takie jak pomidory i papryka smakuja znacznie lepiej niz nasze gazowane. O oliwkach nie wspominajac. Tylko wędliny maja marne i drogie Ceny w Turcji nie odbiegają od polskich. Najczesciej przy wjazdach do miast sa umiejscowione supermarkety. Maja dwie zalety. Niskie ceny i klima. Natomiast chleb warto kupowac w lokalnych piekarenkach. Taki cieplutki obsypany sezamem mozna jesc bez dodatków. Ewentuanie z bialym serem plus pomidorami.

Drożej jest na Wegrzech. Ale mimo to 1,5 litra wody kosztuje w supermarkecie 80-90 groszy po przeliczeniu.

żarełko na trasę...

generalnie masz rację...

chińskie zupki maryla dawno by wyrzuciła, jednak czasami zdarza się nam nocleg na trasie w motelu, gdy restauracja jest już zamknięta...

w lokantach przydrożnych jadamy....  a jakże...

tak samo idzie i o pasztety, schłodzone jadą w klimatyku, potem chłodzą się całą noc przed śniadaniową konsumpcją pod zimną, bieżącą wodą...

pomidory, paprykę, oliwki - lokalnie cały czas kupujemy...

z pieczywem potwierdzam, ale w Kizkalesi jest superoskie...

biały ser poczynając od BG, czasami już od RO, a potem w TR - pod nazwą beyaz peynir produkowany przez firmy selsut lub icim - jeszcze mamy ich smak w ustach i nie możemy się doczekać ...

wody mineralne w Romkowie konkurują z naszymi, u Bratanków dopiero niedawno znalazłem odpowiadające naszym gustom...

    

Jak sobie przypomne smak

Jak sobie przypomne smak zupek chińskich i pasztetu podlaskiej to mnie mdli.

Mój zapas na drogę to melon, pare brzoskwiń, bochenek chleba, ser, pomidory i oliwki. Czyli dieta środziemnomoeska. Woada oczywiscie z kranu bo staram sie zyc blisko z miejscowa flora bakteryjna. :-)

być może...

w grę wchodzi dyferencja wiekowa...

u nas odpadają owoce podczas wojażu, wszelaka surowizna...

jej miejsce zajmuje na przykład miód z lokalnych pasiek...

reszta identycznie jak wg Twojego opisu... 

Nie przesadzaj tez mam juz

Nie przesadzaj tez mam juz górki.Niestety za miodem nie przepadam.

Polecam rowniez lokalne fastfoody. Tam gdzie stołuja sie białe kołnierzyki. Tanio a jdzenie całkiem niezłe.

miód a lokalne fast foody...

nie konkuruj ze mną wiekiem, daleko Ci... :-))

miód posmakowałem a raczej zaakceptowałem z kilkanaście lat temu...

a do teraz mam żal do siebie z czasów powrotu z Kapadocji wzdłuż wybrzeża, że nie zaszedłem na przydrożne gozleme i herbatkę...

potem już nie było tych punktów konsumpcji..

może w tym roku....    

gozleme znajdziesz wszedzie.

gozleme znajdziesz wszedzie. a najbardziej smakowaly mi te jedzone w przydroznej jadlodalni po drodze dp plazy Itzuzu. Siedzialo sie na drewnianej platwormie przytwierdzonej do krawedzi klifu. Pod spodem było 100m powietrza.

Zgrzewki wody

Jacky, a wodę wieziesz na całą wyprawę? Aż mi się wierzyć nie chce... Chyba, że masz serio nadmiar miejsca w aucie :)

mineralka...

w kombiku mamy sporo miejsca jeno przy 2 osobach...

poza Bratankowymi i Romkowymi mineralkami pozostałe, czy made in  BG i made in TR - to są gorzej niż kranówy...

już mój i nie tylko mój dziadek powiadał - "lepiej wozić niż się prosić"... 

PS - ostatnio na przejściu w Edirne turecki celnik tyż się mojemu zapasowi mineralki dziwował... 

a niech mu tam...

odcinek dwudziesty...

na liczniku cyfra DDW 15...

i właściwie jeszcze nic się nie dzieje...

sprawdzam na bałkańskich forach turystycznych - jakie są wrażenia z tras...

no i raczej odcinki dróg lokalnych ( nie autostrad ) poczynając od SK do BG musiały zostać poprawione bo nie słychać narzekania...

w planowaniu trasy biorę też pod uwagę czas przejazdu, zasadniczo przecież będę jechać pod prąd jako, że weekend kończący 34 tydzień roku będzie znaczony powrotami do PL....

czyli w tym samym czasie może być zwiększone zapotrzebowanie na noclegi...

na to jest tylko jedna rada - łapać miejscówkę na 2 - 1,5 godziny przed zmrokiem, będę to powtarzać, bo jakże latwo dać się zwieść pokusie - a jeszcze tylko trochę pojadę, tak fajnie się jedzie...

wielokrotnie obserwowałem jak po zasiedleniu kwatery, gdzie byłem pierwszym lokatorem na kilkanaście pokoi w danym pensonacie stopień przybywania kolejnych klientów narastał w bardzo szybkim tempie i już o pełnym zmroku był komplet...

następni musieli jechać dalej i szukać kolejnych szans...

generalnie przyglądam się miejscom noclegowym skoligaconym z parkingani dla TIRów, oprócz sypialni jest tam bardzo dobre żarełko...

i to właśnie gęstość zaludnienia TIRowców świadczy o jakości...

taka na przykład Rumunia specjalnie eksponuje parkingi zaznaczając - że są one dla TIRów i kierowców tureckich...

     

odcinek dwudziesty pierwszy...

niespełna 12 DDW...

a ja zacząłem się od pewnego czasu zastanawiać, czy nie zabrać z sobą na czas plażowego odpoczywania takiego małego pudełeczka plastykowego ( nie jest to bombka ) zawierającego odbiornik satelitarny tv na kartę...

i zadaję sobie i nie tylko sobie pytanie, na którego satelitę nastawiona jest większość anten satelitarnych w TR...

na Astrę  czy na Hot Birda ?

pudełeczko niewielkie i tylko kilka polskojęzycznych stacji ale ile może dać radości ?

czy ktoś wie jak tam jest - bo mieliśmy tv satelit w swoich pokojach podczas poprzednich pobytów w TR ale nie zastanawiałem się z jakiego satelity ściągali program... 

tv sat...

nie pisałem o możebności  obglądania kolorowych obrazków w promieniach słonecznych...

bo mnie nie wciągają ploteczki z życia sfer żerujących na honorariach z oper mydlastych...

ale do pełni wiedzy życia zawodowego potrzebny był mi nadal jest przepływ informacji z dziedzin gospodarczych, społecznych, dlugo by wymieniać...

w ubiegłych w latach bazowałem na wi-fi a przez nią na informacjach serwowanych z głównych portali od lewa do prawa...

ale to trochę za mało i za wolno ...

choć mogę i bez tego przeżyc, to jednak braki wynikające z niedoinformowania bywają mocno dotkliwe...        

odcinek dwudziesty drugi...

piszę po raz drugi bo pierwsza wersja nie zapisana wcześniej poszła w kosmos...

a więc mając na podglądzie licznikowym 11 DDW...

podklejałem dzisiaj mapy papierowe taśmą klejącą - cóż, wypracowały się...

i debatowałem nad wypowiedzią grega45 na bulgaricusie o strasznym stanie nawierzchni drogi do granicy w Małko Tyrnowie wiodącej...

cóż, będę musiał ową wiedzę u ojców proboszczów prowadzących misyjną parafię w Małko Tyrnowie zweryfikować...

a ponieważ oni z zakonu zmartwychwstańców - więc może nie trzeba będzie cudu od patronki parafii, czyli Matki Boskiej Częstochowskiej się domagać...        

odcinek dwudziesty trzeci...

ostatni z trzech dni wolnych od pracy, pozornie świąteczny...

bo co świąteczne to oddane Panu Bogu...

a reszta czasu dla mnie spoglądającego na nieublagalny a raczej radosny kalendarz wyjazdowy odliczający 10 DDW...

walczyłem dzisiaj z internetem o informacje o trasie Eskihesir = Afyon...

na mapie, gdzie jest oznaczona jako krajobrazowa jest kilka punktów...

jak na przykład:

Seyitgazi - mała miejscowość gdzie oprócz 2 jezior ( zapory wodne ) jest intrygujący architekturą zamek - pałac a może jakaś twierdza,  aczkolkwiek styl wskazywałby na muzułmański "klasztor" lub akademię koraniczną ...

Ayazini - gdzie są monastery skalne w stylu jak w Kapadocji, ale szansa na nocleg na poziomie zera - pojedziom, pożywiom, posmotrim...

i wreszcie Afyon ze swoimi termami w okolicy...

na razie wstępnie rozpracowałem dwie miejscowości - Ihsaniye i Gazligol...

są kandydatami na 2 noclegowy pobyt...

ale rozpracowywanie musiałem przerwać - kilka drobnych prac ogrodowych do których wezwała mnie maryla...

cóż - kobiety i rośliny czekać nie lubią...

PS - pozdrowienia dla zaprzyjaźnionych wędrowców z croplowskiego forum... 

odcinek dwudziesty czwarty...

odcinek odcinkiem a na liczniku bezlitośnie wyświetla się 8 DDW...

a jak by nie pomyśleć - to będziemy niby gonić wyprawę w TwSW...

wczoraj zaliczyliśmy zakupy "żelaznych zapasów" które tak nie znalazły akceptu w oczach Piotra...

cóż zrobić, postępujemy w ramach zasady staropolskiego porzekadła - lepiej wozić niż się prosić...

a ponieważ jeźdżę zgodnie z zasadą improwizacji, czyli bez żadnej rezewrwacji - więc ryzykuję - po to by wygrać...

zatem w naszym koszyku znalazły się aż 4 chińskie zupki i aż 8 skonserwowanych pasztetów drobiowych...

nadmienię, że częstokroć sporą część zakupów ...  eee.... żelaznych zapasów przywozimy z powrotem do domku...

jeszcze pozostało nam dokupienie mineralki i kawy mielonej - w tym ostatni już decyduje gust maryli, dla niewtajemniczonych informacja - że takową kawcię zaparzamy w tradycyjnym bałkańskim tygielku - rzecz jasna dopiero w miejscu zakwaterowania, gdzie dysponujemy soliddnym sprzętem do do zaparzenia kawci...

 

odcinek dwudziesty

odcinek dwudziesty piąty...

czyli do wyjazdu piszą nam DDW 7...

taki malusi tydzionek...

przeglądam rozmaite  fora i czytam jak straszą przejazdem na odcinku SK od Svidnika ....

czy tak naprawdę jest tak straszno....

a może niekóre ludziska pierwszy raz przez SK tranzytują ?

Chodzi Ci o 15-tkę ze

Chodzi Ci o 15-tkę ze Svidnika?

Jeżeli tak to jakieś bzdury piszą. jak zwykle zreszta. W wiekszosci to osoby dla ktorych jazda za granice swojej gminy to dożywotnia trauma.

Horror to jezdzenie polskimi drogami. Chociaz tzn gminne drogi w całym bloku wschodnim moga dostarczyc niezapomnianych wrażeń. Doswiadczyłem takiej drogi koło Debreczyna. Tego nawet w Polsce sie niespotyka.

W Turcji rowniez roznie bywa. W 2005 droga Tekirdag-Sarkoy była żółta na mapie. Okazała się 50km szutrowki rozjechanej przez ciezki sprzet pracujacy przy zrywce drzew. Jak znam Turkó to pewnie teraz jest tam nowiutka czteropasmówka.

 

warunki drogowe...

staram się nie lekceważyć informacji w necie aczkowlwiek w ubiegłym roku lekce sobie zważyłem ostrzeżenia o sytuacji na zakopiance i dostałem ponad godzinę zatoru w plecy...

natomiast tempo prac na tureckich drogach imponujące, domniemuję, że nie mieli żadnego "konfliktu" z chińskimi wykonawcami - bo żadnego żółtka tam nie zaobserwowałem...

chcę zweryfikować w tym roku postęp prac przed Silifke, tam też były niezłe wykopy ale praca wrała jak żywo...

odcinek dwudziesty szósty...

póki co lakonicznie...

nie wiem jak to liczyć ale wedle mojego licznika jesy już niewiele więcej aniżeli 3 DDW...

dzisiejszego popołudnia skasowałem starą lokatę zapisaną w $, nie zdradzę kwoty ale poradzę potencjalnym "chętnym" na kasiora...

nie macie co szukać mojej chałupie, kasior zdeponowany w innej posiadłości....

na jutrzejszy dzień zaproszona pani ajentka PZU - ma wdepnąć z Voyażerem i assistancem dla autka...

jeszcze tylko zakupy ulubionej wody mineralnej ...

a w środę pakowanie bagażnika...

tabletki nasenne czyniące spokój ciała maryli w ostatnich godzinach przed wyjazdem zakupione ale jeszcze nie przetestowane...

a atmosfera rajzefiber narasta....   

Trzymamy kciuki...

... my juz plus minus w polowie wyprawy, no i wreszcie dotarlismy nad Morze Czarne - dzisiaj nocleg w Gerze. Licznik przejechanych kilometrow przekroczyl dzisiaj 4000, w okolicach Samsunu.

mam nadzieję, że dobry

mam nadzieję, że dobry Allah też kiedyś pozwoli nam zaliczyć Waszą trasę...

więc czekać będę na relację, coby sobie scenariusz napisać... 

odcinek dwudziesty siódmy...

odcinek dwudziesty siódmy...

do wyjazdu jeno 30 godzin...

wczoraj pani ajentka z PZU skasowała nas za Wojażera i asisstance autkowy zagraniczny...

pogaducha tradycyjna = poradnikowi ubezpieczeniowemu też się odbyła...

dzisiaj w reczy samej autko spakowane, na jutro została maryli obróbka pojemników z medykamentami, kosmetologią, żarełkiem na pierwszy dzień wojażu i termosy z kawcią tudzież czajem...

a na dworze upał ponoć nazywany tureckim...  

nie jestem pewien, czy jutro wyrobię czasowo co by tutaj wpaść na słówek kilka....

postaram się - taka mała obietnica...

Widze..

...ze jeszcze wpadles na TwS. Trzymamy kciuki - wlasnieo Was rozmawiamy planujac trase powrotna.

odcinek dwudziesty ósmy...

wczoraj wróciliśmy pod wieczór....

na razie odrabiam zaległą pocztę w biurze...

a relacja będzie - na pewno - proszę o cierpliwość...

wojaż się udał...

pod każdym względem....

szara codzienność nie taka dokuczliwa, co ów chłód...

wyjechaliśmy i wróciliśmy z ciepełkiem, tylko rankiem dopadło nas załamanie pogody w kraju...

cóż - trzeba było włożyć cieplejszy ubiór...

odcinek dwudziesty dziewiąty...

odcinek dwudziesty dziewiąty...

witam Was sprzed bramy Yasil Camii, czyli Zielonego Meczetu w Izniku...

wreszcie udało mi się przełamać niemoc wklejania fotografii...

niestety - przeogromny pech - tamtejsze świętowanie zamknął przede mną drzewia owego przybytku modlitewnego...

to tylko tyle na początek relacji...

cdn....

  

 

 

Iznik, hihi

Wiesz, że prawie tam dotarliśmy w drodze powrotnej? Powstrzymał nas przed tym ruchem właśnie bayram i przeczucie, że i tak będzie pozamykane...

bayram...( ? )

nie przygotowałem się i częściowo zapłaciłem frycowe...

ale muzeum iznickie było czynne ...

cdn...

Bayram

Miałam na myśli święto nazywane Şeker Bayramı lub Ramazan Bayramı, obchodzone na zakończenie miesiąca postu. W tym roku dopadło nas w Turcji, od 30. sierpnia do 1. września (czyli od wtorku do czwartku) - a więc praktycznie cały tydzień świętowania był.

Şeker Bayramı ...

tak, teraz to ja ( głównie dzięki Twoim informacjom i wiedzy z netu ) jestem mądry Polak - ale nie po szkodzie...

nie ma takie złego, co by nie wyszło na dobre - jak powiada staropolskie porzekadło...

otóż pierwszego dnia jak wjechaliśmy do Turcji zdziwił mnie spokój na pogranpunkcie w Małko Tyrnovo/Derekoy, potem na drodze do Kirklareli, potem "usypiająca" autostrada...

kazałem maryli przygotować kartę KGS przed bramkami na most nad cieśniną, przejeżdzamy - wszystkie szlabany nam salutują ...

potem same saluty na autobanie...

do zjazdu na Yalowa włącznie...

szczena mi opadała i cóś powiadało, że nie jest żaden strajk włoski ale jakieś święto...

cuś tam czytałem wcześniej o ramazanie ale takowych objawów się nie spodziewiałem...

tak nas to zaskoczyło, żeśmy żadnych fotek aż do Izniku nie czynili...

  

Jak świętować, to po turecku

My właśnie wtedy pokonywaliśmy trasę na zachód i też nam salutowały szlabany :) W rezultacie mamy zapas na KGS na następną wyprawę. Inne objawy bayramu opiszę w relacji, która mi się powoli układa w głowie, chociaż nie zawsze było różowo...

Wspomnę tylko, że nam wywróżyłeś powrót przez Rumunię. Stał się on naszym udziałem jako efekt uboczny bayramu, ale na pewno nie żałujemy!

Przy okazji, kiedy dokładnie byliście w Izniku? Wygląda na to, żeśmy się minęli na trasie o włos...

Iznik czyli Nicea ...

spędziliśmy w Izniku wieczór 30 sierpnia i dopołudnie 31 sierpnia...

planowałem tam być nawet 2 noclegi ale maryla dopingowała najazd na plażę...

teraz trochę żałuję, maryla też, bo i na plażę przyjechaliśmy za wcześnie...

a można było się więcej i spokojniej podelektować Iznikiem...

ale kto wie, może kiedyś tam jeszcze powrócę...

Iznik

No to było blisko, my po nocy z 28 na 29. sierpnia spędzonej w Bolu zmierzaliśmy do Izniku, ale nastąpiła nieoczekiwana zmiana planów i od 29. do 31. sierpnia nocowaliśmy w Tekirdag, już po stronie europejskiej...

hm... my mamy ( mieliśmy

hm...

my mamy ( mieliśmy ) dużo skromniejszy program...

zasadniczo stawiam na improwizację...

bardzo często dopiero po powrocie czytam opisy gdzie byłem...

precyzyjność przed wyjazdem niewiele daje mi szans do realizacji...

lecz lubię wracać w miejsca przez które przemnkąłem by znów delektować się z nimi do głębi... 

Iznik czyli Nicea ... ciag dalszy...

ciężko mi idzie z reportażem, zasadniczo rozkręcam się dopiero późną jesienią...

właściwie Iznik to jedyny punkt historyczny zaliczony tego lata...

więcej się nie dało...

 

właściwie w obrębie jednego placu można zaliczyć aż 3 obiekty...

Yesil Cami, czyli Zielony Meczet

Nilufer Hatum Imareti, czyli Muzeum Iznickie ( powyżej fotografia na jego tle i sarkofagu rzymskiego,

Seyh Kubtbettin Camii ve turbe, czyli grobowiec teologa o tym nazwisku...

niestety - nie piszę z turemckimi "umlautami" ale pomyłek w identyfikacji nie będzie...

 

...

i tak sobie pokrążyliśmy z marylą między tymi obiektami...

przyjmijcie - pls - że to tylko zwiastuny kilku migawek z Iznika...

a zarazem naszego drugiego dnia pobytu w Turcji...

...

 

 

Czekam na więcej

Ciekawi mnie, czy wchodziliście do muzeum/zrobiliście wewnątrz zdjęcia? Zaintrygowało mnie też, czemu Iznik to jedyny punkt historyczny: więcej się nie dało czy też się nie chciało?

mamy sporo zdjęć z samego

mamy sporo zdjęć z samego Izniku, otoczenia i wnętrza muzeum oraz jeszcze 4 obiektów ...

tego roku nie mieliśmy zbyt ambitnego programu naukowego, gdybym wiedział, że przyjadę na końcowkę bayramu do Kizkalesi, gdzie było wszystko ( prawie ) zajęte to na pewno zrealizowałbym plan 2 noclegów w Izniku by dogłębniej wczuć się w to miasto...

nasze ograniczenia wyniknęły między innymi z faktu, iż maryla jest ( była ) 5 miesięcy po poprawce implantu stawu biodrowego więc nie chciałem nadużywać możliwości dreptania po muzeach...

tym razem dominanta poszła na relaks...

ale Iznikowi poświęcę jeszcze sporo miejsca w swoim reportażyku, bo warto tam dojechać... być...

a droga bynajmniej nie jest taka łatwa...

można to było zrozumieć kręcąc się po wąskiej drodze gorskiej, z  niesamowitymi zakrętasami...

wyjeżdając o 9tej rano z Łozeńca dojechaliśmy około 19stej do Izniku..

może dlatego tak szybko, bo na autostradzie szlabany bayramowe salutowały...

w samym muzeum byliśmy tylko my i druga para bardzo młodych ludzi...

krótka wymiana grzeczności, wykonali nam pamiątkowe 2 fotki...

byli to Hiszpanie, z Barcelony...

i pomyśleć z drugiego końca świata...   eee...   Europy...

powiązania hiszpańsko - tureckie to już inna bajka...

a wychodząc z muzeum zauważyliśmy dopiero kolejną grupkę rodzinną, tym razem turecką...   

Iznik - czyli za chlebem, panie za chlebem...

i biegnąc po swieże pieczywko w Izniku wpadam na piekarnię...

i w chwilę potem kupuję...

smak chrpupiącego, tureckiego pieczywa mam do dzisiaj w ustach...

tylko nie wiem dlaczego maryla narzeka, że przytyła, znakiem tego Panie Dziejku dziwię się, bo naprawdę niewiele zaczęło ją uciskać w talii spódniczkowej... 

...

 

 

Iznik czyli Nicea ...

odcinek trzydziesty...

poranny spacer - wyprawa ( nie po złote runo ) ale po pieczywo i ...

jestem w blasku porannego słońca vis a vis muzeum - koscioła Mądrości Bożej ( Aya Sofya Muzesi ).

Pierwszy kościół powstał w tym miejscu już w VI wieku za czasów Justyniana Wielkiego ( oczywiście wiemy kim był )...

Obecny obiekt to stan z drugiej połowy XI wieku, kiedy to po trzęsieniu ziemi ( 1065 ) powstał drugi kościół na planie bazyliki.

Niestety - nieczynny z uwagi na swięto.

Pozostało mi tylko obejść dookoła.

cdn...   

Iznik czyli Nicea ... ciag dalszy...

odcinek trzydziesty pierwszy... 

 

a zatem wracam do punktu pod tytulem meczet Yesil Cami...

jak piszą w Bezdrożach jest to najstarszy w Izniku meczet osmański zachowany w całości...

a wybudowany w roku 1391...

( nie wiem czy to rok rozpoczęcia czy zakończenia budowy...)

inskrypcja nad drzwami podaje również budowniczego - był nim Kara Halila, zwany również jako Hayreddin Pasza...

wszedłem do przesionka, zdjąłem buty a jakże i ... pocałowałem klamkę...

mimo małego rabanu nie dobudziłem się żadnego kościelnego...

wykonałem niecałą rundkę dookoła, niestety kierunek padania promieni słonecznych nie dawał mi żadnej szansy...

może gdybyśmy się zostali w Izniku na jeszcze jedną noc i przyszli pod ten meczet po południu - efekt byłby lepszy...

osoba władająca biegle językiem tureckim da sobie radę z przetłumaczeniem owej tablicy...

Strony